piątek, 21 grudnia 2012

Moja i Mariana Hemara Warszawa...

Ulicą Niecałą pewnego dnia w Warszawie strapiona dziewczyna szła w ogrodu chłodny mrok Taka smutna aż łzy zaciemniły jej wzrok Czy pracę straciła, czy tak jej żal, że nie ma w czym pójść na dzisiejszy bal. Jakie smutki serce gniotą czy dokuczył jej ktoś mniejsza o to ach, idzie ulicą ze swą tajemnicą i łka I widzę jak idzie, wytężam wzrok w jej stronę i wołam w daleki mrok: poczekaj, nie płacz, stój nawet nie wiesz jak błahy jest ten smutek twój nie ważne zmartwienia, naiwny płacz wszak idziesz ulicą warszawską patrz! świecą okna, stoją domy, tłum znajomy i wieczór znajomy czy widzisz? a ona w swój smutek wpatrzona i łka, i łka. I wołam ją ponad szumiący świat nad czarną przepaścią dwunastu lat poczekaj, nie płacz, stój! Daj mi wszystek Twój żal oddaj mi smutek Twój, weź wszystkie radości uchodźczych dni, a tamte warszawskie podaruj mi łzy. czy słyszysz? ach nie słyszy głos się gubi w ciemności i w ciszy i idzie strapiona i myślę kto ona ach, ja...