Wpadka
Masz koło łóżka ogromną przepaść,
białe sufity jak czarne wieka.
Ciągle coś w przepaść bezzwrotnie wpada,
zostaje rozpacz, bieg czasu, sadza.
I nic – film z Monroe, pasztet z truflami,
wyjazd do Wiednia – cię nie omami.
Tam właśnie zmierzasz. Po wąskich schodkach
minut i godzin. Cienka pozłotka:
miłość, zachwyty, seks, książki, sztuka,
obłazi z wolna. W środku kość stuka
i wystukuje refren niewinny:
„co-raz-mniej-mo-żesz-zo-stać-kimś-in-nym”.
I wiesz, że będziesz w głąb ciężko leciał,
bo wypełniony do brzegów życia,
a w tych sufitach (ich czerń to lustra)
zostanie punkcik. A potem pustka.
Warszawa, 28. I. 2006
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz