Oto już jesień i pora umierać;
pożółkłe liście wiatr strąca i miecie,
drżące gałęzie do naga obdziera –
chór, gdzie sto ptaków modliło się w lecie.
ja jestem zmierzchem dnia, który się skłania
ku zachodowi i w ciemności brodzi;
noc siostra śmierci, oczy mi przysłania
i wkrótce z całym światem mnie pogodzi.
żar we mnie drzemie, lecz żar jaki bywa
gdy młodość już się oblecze popiołem;
jako na łożu śmierci dogorywam,
strawiony przez to, co sam od niej wziąłem.
a skoro kochasz, choć prawdę dostrzegniesz,
kochasz tym mocniej, im rychlej odbiegniesz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz