WIECZOREM
mała moja maleńka
chwieją się żółte mlecze
w dolinę napływa gór cień
cichy odwieczerz
brodzi w zmierzchowym nurcie
już późno
mały mój ukochany
trudno z miłości się podnieść
a jeszcze ciężej od złych nowin
gdy patrzysz na mnie ciemnym nowiem
smutniej mi chłodniej
boję się
rozstać się musimy
ty z innym do ślubu jedziesz
na srebrne noce złote dnie
moja droga gdzie indziej wiedzie
we mgle
tam gdzie najsamotniejsi
słyszę turkot karocy
niebo nazbyt się chmurzy
daj rękę ukochany raz jeszcze
o ciemne godziny pieszczot
co było nie może trwać dłużej
czas mi już czas
całuj ostatni raz
żegnaj
dobrzy ludzie
błogosławcie zdarzenia które przeszły
błogosławcie i te co przyjdą
/Józef Czechowicz/
poniedziałek, 29 czerwca 2009
Ewa- przeprowadzka
"domek, niby małży koncha
W domku- konsze małża-żonka
Przylepiona do małż-onka"
/Jan Lemański/
W domku- konsze małża-żonka
Przylepiona do małż-onka"
/Jan Lemański/
/Bronisława Ostrowska/
Magdaleno, ciszo polna,
magdaleno, ciszo leśna,
Która zlewasz mi pod nogi
Miłosierny balsam drogi
i ocierasz włosy swemi
stopy, pylne kurzem ziemi-
z wszechboleści- bezboleśna,
z wszechniewoli- siostro wolna,
Dzięki tobie- ciszo leśna...
Dzięki tobie- ciszo polna...
magdaleno, ciszo leśna,
Która zlewasz mi pod nogi
Miłosierny balsam drogi
i ocierasz włosy swemi
stopy, pylne kurzem ziemi-
z wszechboleści- bezboleśna,
z wszechniewoli- siostro wolna,
Dzięki tobie- ciszo leśna...
Dzięki tobie- ciszo polna...
niedziela, 28 czerwca 2009
Pokochać
Pokochać człowieka by stać się samotnym
być przy najbliższym
by znaleźć się najdalej
to nic
tak trzeba
bo taka jest droga
właśnie to szczęście
otworzą się oczy
miłości ludzkiej stacyjka uboga
kochać człowieka by zdążyć do Boga
być przy najbliższym
by znaleźć się najdalej
to nic
tak trzeba
bo taka jest droga
właśnie to szczęście
otworzą się oczy
miłości ludzkiej stacyjka uboga
kochać człowieka by zdążyć do Boga
wtorek, 23 czerwca 2009
z Gry snów Augusta Strindberga
GŁOS INDRY
Najlepszy nie jest, lecz i nie najgorszy.
Zowie się Ziemią i krąży jak inne,
I przez to ludzkość ma zawroty głowy
Na pograniczu głupoty i szału.
Odwagi, dziecko, to jest tylko próba.
Najlepszy nie jest, lecz i nie najgorszy.
Zowie się Ziemią i krąży jak inne,
I przez to ludzkość ma zawroty głowy
Na pograniczu głupoty i szału.
Odwagi, dziecko, to jest tylko próba.
niedziela, 7 czerwca 2009
Fraternitas 07/06/09
Marsz na spacer!
Kto mieszka na Karłowicach, komu zdarzyło się tu dłużej przebywać, lub chociaż spędzić kilka popołudniowych godzin, jest wysoce prawdopodobne, że spotkał już w swoim życiu panią Weronikę. I pewnie tak właśnie jest, choć może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy!
Pani Weronika- kobieta starsza, po siedemdziesiątce, do Wrocławia przybyła po wojnie z rodzicami, gdzieś z Wielkopolski (jedna z wielu rodzin największej grupy ludności napływowej, przybywającej na „Dziki Zachód” jakim był Wrocław). W poniemieckiej kamienicy, jakich rządki piętrzą się dwupiętrowo na bocznych uliczkach Kamieńskiego mieszkała z rodzicami, potem z mężem, a teraz już tylko z córką.
Spotkania z nią każdego kto tu dłużej przebywał jestem taka pewna, gdyż pani Weronika całe dnie spędza na przemierzaniu kilometrów tutejszych parków, uliczek i alejek.
Skromnie ubrana (zestaw na miniony tydzień to jasnobrązowa sukienka z długimi rękawami), włosy popielate, dziewczęco skrócone do linii podbródka, proste, zawsze rozpuszczone, do tego laseczka- zwykła, drewniana, zaokrąglona w miejscu na dłoń- jak to laska. Normalna jest to babcia- nikogo nie zaczepia, nie staje żeby zagadywać, w ogóle rzadko przystaje choć na moment.
Ale! ona nie spaceruje, ona maszeruje- stawia żwawo nogę za nogą, jakby to był trening z kijkami do northwalkingu, a przecież ma tylko jedną laseczkę.
Wszystko co o niej wiem pochodzi z krynicy wiedzy ogólno sąsiedzkiej- Pani Małgosi z naprzeciwka. Wiem też, że chodzi tak z powodu choroby- zaburzenia równowagi- problemy z błędnikiem, które nie pozwalają jej już uprawiać ulubionej działki, schylać się, a nawet…chodzić wolno.
I ja każdego dnia przemierzając rowerem trasy: dom- uczelnia, dom- centrum i z powrotem, często widzę Panią Weronikę szusującą alejami. Często mówię jej dzień dobry, czasem zapytam o zdrowie, bądź pogodę. Ostatnio odważyłam się zadać pytanie z poza kategorii uprzejmościowej: Jak Pani tak wędruje, te kilometry dziennie, to o czym Pani myśli, co Pani w tym chodzeniu tak się podoba?
Jak brzmiała odpowiedź, dokładnie zacytować nie potrafię, ale zachwyciła mnie ona zupełnie:
Starsza Pani przemierzając dobrze sobie znane szlaki wspomina melodie swojej młodości. Gdzieś w sobie nuci stare walce, wysłuchiwane jeszcze z gramofonów, czy na modnych wtedy dancingach. Wędrując, przypomina sobie piosenki, których teksty po tylu latach ma jeszcze w pamięci, radosne utwory, których charakter przyśpiewkowy idealnie komponował się z pracą, czy przyjacielskimi spotkaniami, gdy ktoś miał ze sobą akordeon (jeśli nie- śpiewano a cappella). „Jak ja lubiłam śpiewać!”- kończy swą odpowiedź Pani Weronika.
I ja lubię śpiewać, a także wędrować po pięknym mieście Wrocław. A Ty?
Kto mieszka na Karłowicach, komu zdarzyło się tu dłużej przebywać, lub chociaż spędzić kilka popołudniowych godzin, jest wysoce prawdopodobne, że spotkał już w swoim życiu panią Weronikę. I pewnie tak właśnie jest, choć może nawet nie zdawać sobie z tego sprawy!
Pani Weronika- kobieta starsza, po siedemdziesiątce, do Wrocławia przybyła po wojnie z rodzicami, gdzieś z Wielkopolski (jedna z wielu rodzin największej grupy ludności napływowej, przybywającej na „Dziki Zachód” jakim był Wrocław). W poniemieckiej kamienicy, jakich rządki piętrzą się dwupiętrowo na bocznych uliczkach Kamieńskiego mieszkała z rodzicami, potem z mężem, a teraz już tylko z córką.
Spotkania z nią każdego kto tu dłużej przebywał jestem taka pewna, gdyż pani Weronika całe dnie spędza na przemierzaniu kilometrów tutejszych parków, uliczek i alejek.
Skromnie ubrana (zestaw na miniony tydzień to jasnobrązowa sukienka z długimi rękawami), włosy popielate, dziewczęco skrócone do linii podbródka, proste, zawsze rozpuszczone, do tego laseczka- zwykła, drewniana, zaokrąglona w miejscu na dłoń- jak to laska. Normalna jest to babcia- nikogo nie zaczepia, nie staje żeby zagadywać, w ogóle rzadko przystaje choć na moment.
Ale! ona nie spaceruje, ona maszeruje- stawia żwawo nogę za nogą, jakby to był trening z kijkami do northwalkingu, a przecież ma tylko jedną laseczkę.
Wszystko co o niej wiem pochodzi z krynicy wiedzy ogólno sąsiedzkiej- Pani Małgosi z naprzeciwka. Wiem też, że chodzi tak z powodu choroby- zaburzenia równowagi- problemy z błędnikiem, które nie pozwalają jej już uprawiać ulubionej działki, schylać się, a nawet…chodzić wolno.
I ja każdego dnia przemierzając rowerem trasy: dom- uczelnia, dom- centrum i z powrotem, często widzę Panią Weronikę szusującą alejami. Często mówię jej dzień dobry, czasem zapytam o zdrowie, bądź pogodę. Ostatnio odważyłam się zadać pytanie z poza kategorii uprzejmościowej: Jak Pani tak wędruje, te kilometry dziennie, to o czym Pani myśli, co Pani w tym chodzeniu tak się podoba?
Jak brzmiała odpowiedź, dokładnie zacytować nie potrafię, ale zachwyciła mnie ona zupełnie:
Starsza Pani przemierzając dobrze sobie znane szlaki wspomina melodie swojej młodości. Gdzieś w sobie nuci stare walce, wysłuchiwane jeszcze z gramofonów, czy na modnych wtedy dancingach. Wędrując, przypomina sobie piosenki, których teksty po tylu latach ma jeszcze w pamięci, radosne utwory, których charakter przyśpiewkowy idealnie komponował się z pracą, czy przyjacielskimi spotkaniami, gdy ktoś miał ze sobą akordeon (jeśli nie- śpiewano a cappella). „Jak ja lubiłam śpiewać!”- kończy swą odpowiedź Pani Weronika.
I ja lubię śpiewać, a także wędrować po pięknym mieście Wrocław. A Ty?
Subskrybuj:
Posty (Atom)