czwartek, 17 listopada 2011

Dlaczego nie filmy?

Czemu nie oglądam amerykańskich filmów?
Tam zbyt mało waży śmierć.
Można zabić człowieka na swojej posesji i jeszcze dostać za to nagrodę.
Można zabić człowieka na ulicy i po prostu wmieszać się w tłum.
Można w końcu być policjantem i strzelać do kogo tylko jest okazja.

A dlaczego odwiedzam starszych ludzi?
Bo oni znają życie i wiedzą, ile waży naprawdę. Wiedzą jak ciężkie potrafi być i życie, i śmierć.
Rozmowa z nimi poszerza zapomniane wymiary.
Nie widzę dalej, ale widzę głębiej to, co już było i to, co jest.
Słyszę jak osiemdziesięciosześcioletnia pani mówi przy pożegnaniu do swojej córki (lat sześćdziesiąt pięć): do zobaczenia, młoda.
Widzę, że można korzystać ze sprzętu starszego niż ja sama.
Wiem, że ktoś może mieszkać w jakimś domu dopiero 20 lat.
Że można używać ściereczek całkiem nowych, kupionych przecież dopiero pięć lat temu.
Że twarze znajomych tak się zdążyły pozmieniać, jakby całkiem nowe czas im zaproponował.
I siebie się gorzej rozpoznaje. Z mniejszą pewnością i z mniejszym zadowoleniem.
Z resztą, po co się zajmować swoim wizerunkiem, kiedy można pochwalić się słodkim wnuczkiem i dalej?
Można też chwalić się pradziadkami. Oni, wręcz legendarni, od Piasta różnią się tylko utrwaleniem w sepii, bądź w czarno-bieli.
A oni sami? Też byli kiedyś mali, też grali Panią Wiosnę w szkolnych przedstawieniach albo Józefa w jasełkach. Też byli młodzi- spotykali się z rówieśnikami, śmiali się, tańczyli. Też czytali, uczyli się języków, a starszym pokazywali język...

niedziela, 6 listopada 2011

Znów jesień

Fragment

Usłysz nas Srebrnołuki przez zamęt liści i strzał
przez bitwy uparte milczenie i mocne wołanie martwych
znów jesień Srebrnołuki drzewa i ludzie odchodzą
śpimy w dusznych namiotach pod niebem zmiętym od przekleństw
w pyle nurzamy twarze w pocie myjemy ciała
z piersi otwartej mieczem nie krew nie krew ucieka
zwierzęta umierają mułom zachodzą oczy
butwieją żagle okrętom i żaden sztorm o zatokę
nie powrócimy do żon obce gorzkie dziewczęta
nie pozwolą nam długo płakać w swoich ramionach
nie o wieniec kamienny Troi prosimy Cię Panie
nie o pióropusz sławy białe kobiety i złoto
lecz jeśli możesz przywróć splamionym twarzom dobroć
i włóż prostotę do rąk jak włożyłeś żelazo -

obłoki zsyłaj Apollo obłoki zsyłaj obłoki

poniedziałek, 13 czerwca 2011

"Opowieść dla przyjaciela" Poświatowska

A jednak potrzeba mi twoich słów i trzeba twojej pamięci. Pamiętaj o mnie, dobrze? Może będę się mniej bała, może będę usypiała spokojniej…


„…A co z moją wielką ciekawością, z moim pragnieniem, żeby wrócić do wielkiego miasta i poznać każdy kamień, każdego człowieka? Miliony kamieni i miliony ludzi. Poznać ich język, mówić do nich i rozumieć to, co oni mówią. Spiskuję, przyjacielu…”

poniedziałek, 23 maja 2011

włos w zupie

włos w zupie. niecny sposób na przemycenie swojego DNA

piątek, 13 maja 2011

rzeźnia nr 5

pierwsze zdanie z Rzezni nr 5 Kurta Vonneguta brzmi: „Wszystko to
wydarzyło się mniej więcej naprawdę".

z "Gottlandu" Mariusza Szczygła

Pisze e-mail: „Szanowny Panie Bata, jak życ?".
„Trzeba porządnie się uczyć — odpowiada pan Tomik. — Spoglądać wokół siebie
otwartymi oczyma. Błędów nie powtarzać i wyciągać z nich wnioski. Uczciwie
pracować i widzieć nie tylko swój własny zysk. Nie jest to chyba takie
trudne?".

Mężczyźni i kobiety w czasie przerwy mogą robić, co chcą, jednak zaleca się:
1) leżenie na trawnikach na placu Pracy (przy dobrej pogodzie);
2) nieuleganie bezczynności (wiec najlepiej czytać, z jednym wszak
zastrzeżeniem: nie czytajcie rosyjskich powieści — głosi hasło, wymyślone przez
Bate, na murze filcowni. Dlaczego? Odpowiedz Baty — na murze gumiarni:
ROSYJSKIE POWIEŚCI ZABIJAJĄ RADOŚĆ TYCIA);

Jedna z najciekawszych myśli, zawarta w bestsellerze — jaki Ivana T. napisze na
własny temat za pięćdziesiąt lat — będzie brzmiała: „Kobieta jest jak torebka z
herbata. Teby wiedzieć, jaka jest naprawdę, musisz ja wrzucić do wrzącej wody".

W nocy z 14 na 15 marca 1939 roku Hitler zmusił Czechosłowacje do uległości.
Za)adał od prezydenta Hachy przyjazdu
do Berlina i zagroził zbombardowaniem Pragi, jeśli Czesi nie skapitulują. Kraj
okrojony po Monachium, bez umocnień granicznych na północy nie miał szans na
opór. Zanim Hacha wrócił z Berlina (jego pociąg długo trzymano na granicy,
rzekomo z powodu burzy śnieżnej), Hitler wczesnym rankiem już był na zamku w
Pradze. Od początku było jasne, )e Czesi się nie obronią. Ich najbliżsi
przyjaciele, Francja i Wielka Brytania, stanęli po stronie Hitlera, wiec teraz
Czesi mieli dwie możliwości: pójść droga Jana Husa — ocalić twarz i spłonąć —
albo skapitulować i przetrwać.

— Ale jak pan radzi sobie z Niemcami? — Jesenska nie daje za wygrana.
— Eee, co tam, oni chodzą, a ja pracuje — odpowiada spokojnie chłop.
— A niczego się pan nie boi?
— A czego miałbym się bać? — szczerze się zastanawia 1 nagle ripostuje: — A
poza tym, proszę pani, człowiek mo)e umrzeć tylko raz. A jak umrze trochę
wcześniej, to tylko troszkę dłużnej jest umarły.

Do mieszkania rzezbiarza milicja włamała sie 21 kwietnia 1955 roku (na dziewiec
dni przed odsłonieciem pomnika). Samobójstwo popełnił 3 marca — tak datowany był
list i taki był wynik dochodzenia. (Potem — z niejasnych dla mnie
96
powodów — słowniki i encyklopedie podawały date smierci 4 kwietnia).
Otakar Svec le)ał w swoim mieszkaniu piecdziesiat dni. Tyle czasu ulatniał sie
gaz.
A wiec przez piecdziesiat dni, na chwile przed odsłonieciem najwiekszego Stalina
na kuli ziemskiej, nikt skutecznie nie zainteresował sie tym, gdzie jest jego
twórca.

Koledze, który od lat pisze o katach i ofiarach stalinizmu, opowiadam o ich
niecheci do pamietania.
— To ze strachu — mówi Piotr Lipinski.
— Po piecdziesieciu latach? Dzis, gdy nie powinni sie niczego bac?
— Wszyscy, których spotkałes, maja koło osiemdziesiatki. Ostatnie pietnascie
wolnych lat to w ich )yciu epizod. Zbyt krótki, aby nabrac pewnosci, )e to ju)
stan trwały i niezmienny.
Pomnik Stalina w Pradze istnieje.

środa, 27 kwietnia 2011

nawet to

Dzisiaj już nie ma takiej nostalgii jak kiedyś. (Miś Yogi)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

ze "Śnidania u Tiffaniego"

Na dojście do drzwi potrzebujesz czterech sekund, ja daję Ci dwie.

Ja się nigdy do niczego nie przyzwyczajam, nigdy i do niczego. kiedy się przyzwyczajasz to tak, jakbyś umierał

A ty wyglądasz tak milutko. Jak mój brat Fred. Spaliśmy we czworo w jednym łóżku i tylko on pozwalał mi się przytulić, gdy noc była zimna. Przy okazji, miałbyś przeciwko, gdybym ci mówiła Fred?

Ekscytują mnie mężczyźni, którzy mają przynajmniej czterdzieści dwa lata. Znam taką jedną idiotkę, która ciągle mi powtarza, że powinnam iść do psychiatry; mówi, że mam kompleks ojca. To takie merde. Po prostu nauczyłam się lubić starszych mężczyzn, a to najmądrzejsze, co zrobiłam w życiu.

Lepiej jest patrzeć na niebo, niż w nim żyć. To strasznie puste miejsce, takie nieuchwytne. Takie miejsce, gdzie uderza piorun i wszystko znika.

pewnie, że za Ciebie wyjdę , nigdy nie byłam mężatką

Nie chcę niczego mieć, dopóki nie znajdę takiego miejsca, w którym ja i otoczenie bedziemy do siebie pasować. Nie wiem jeszcze, gdzie to jest, ale wiem dokładnie, jak tam będzie.
- Jak u Tiffany'ego.

Jeśli czuję się winna to tylko dlatego, że pozwoliłam mu marzyć, podczas gdy sama w ogóle nie marzyłam.

Nie czyta się takich listów z rozmazaną szminką.

Niech cię Bóg ozłoci, skarbie. Słodki jesteś, że odprowadziłeś mnie do domu.

z mistyków

ten, kto chce wiedzieć, zanim uwierzył, nigdy nie osiągnie prawdziwej mądrości/ Blake

'Człowiek wie, że miłość istnieje, lecz nie pojmuje czym jest miłość' /Swedenborg

Anioł- niebo w najmniejszej postaci

Ze światła płynie zdolność rozumienia, z ciepła- wola, właściwie użyta wola prowadzi do prawdziwej mądrości.

kto tu na ziemi żył sprawiedliwie, ten zostanie w niebie oświecony przez aniołów.

prawdziwy mistyk jest człowiekiem księgi, a nie mieszkańcem biblioteki

sobota, 23 kwietnia 2011

o-po- ezji

"poezja to spotkanie do bólu prywatne" Jacek Gutorow /s.120, posłowie do E.T.-D.

"słaby ze mnie piastun nicości
nigdy w życiu nie udało mi się
stworzyć przyzwoitej abstrakcji" Zbigniew Herbert

"więc odszedłeś Arturze
straszna była zima
(...)
więc odszedłeś Arturze
tam gdzie inni idą
-
strach pomyśleć
co może uczynić
czytanie spuszczone z łańcucha"

"znajdzie Amerykę, kto się burz nie lęka" Słobodzianek

"stopa
to symbol nieśmiertelności
mam dwie stopy" Krzysztof Jaworski

"cóż po poecie w czasie marnym" Martin Heidegger "Czy są tacy śmiertelni, którzy wcześniej sięgają w otchłań marności i jej zmartwienia? Być tymi najbardziej śmiertelnymi ze śmiertelnych byłoby najryzykowniej"

piątek, 22 kwietnia 2011

"Cienie w raju" E.M. Remarque

"Tylko beznadziejni głupcy chcą mieć rację albo zachować logikę wobec kobiet"

"-Nie można mieć wszystkiego
-jest to najsmutniejsze stwierdzenie jakie znam
-nie najsmutniejsze, najrozsądniejsze "

"-jak prędko?
-czy ja mogę wiedzieć kiedy?
kiedy ktoś jest tu, niepotrzeba nikogo innego, kiedy go tu nie ma, jest się osamotnionym, a kto może być osamotniony, ja nie. "

"nigdy nie ufam terminom, zwłaszcza terminom powrotu"
"jest jesień, a jesienią nie powinno się być samą, z resztą i tak jest dość trudno ją przetrzymać"

"tylko umarli byli wierni. w tym tkwiła ich moc. "

"I zawsze jakiś kraj stawał się moją ojczyzną, dlatego że go opuszczałem, a nie dlatego, że w nim żyłem"

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

"Psy", [muzyka Michała Lorenza, deszcz, telefon]

Linda: Tak?
Ona: miau.
Linda: Cześć, Maleńka, dla kogo teraz miauczysz?
Ona: Przecież wiesz.
Linda: Nie, nie wiem, powiedz.
Ona: Olo.
-
Linda: Nie chce mi się z Tobą gadać.

kolaż

mysz trzeba rozhuśtać (sosnowski)
szał trzeba pielęgnować (kuczok)
głowę trzeba schować w piasek
(żeby móc zatęsknić za tym,
że ktoś nam ją zawracał)

przegrałam spotkanie ze Stasiukiem, co pachnieć miało beskidem. odbiję sobie z Sosnowskim, uwikłanym w sieć (tęczy?)

WIELKI POST, tzn. całkiem długi
Białe szaleństwo

Trzeba rozhuśtać mysz, a potem natychmiast naprzód
w szum lądujących świateł tych legendarnych maszyn.
Zaparkują ukradkiem jak bogowie w szatni systemu.
Musisz jednak się spieszyć, nie będą długo czekać,
za ciasny program, jak zwykle. Kompletuj amulety.

Przez calutką noc studiowałem aktualną mapę nieba
pogrążony w rojeniach o mojej kosmicznej dezercji
kolczykiem łzy w sercu i teologicznym uśmiechem.
Uchwalone, Panie. Folder firmamentu. Serwer
z papierosami. I coś nieziemskiego
na otwarcie oczu, ciemnych jak dżety gwiazd.
Tymczasem nie mogę wchodzić tu w szczegóły.
Twój głośny sekundnik wpycha mnie pomału
w mieszkalny kompleks wielkiej nijakości.
Twoje światło jak październikowy szron
kładzie się na moich powiekach. Ślepy
rozpęd. Ten pojazd to jedna łza, kotku.
Dynamiczny bolid. Ostry, bardzo jasny.

A syn mówi, że zaniedbuję operację Save As
i że wszystko kiedyś mi wetnie, i zobaczę.
Zachowaj jako, mówi. Jako co? To zależy.
Mógłby być jakiś adres. sos@now.ski ?

Latem 1987

A było tak, że twoja śmierć usiadła w moim cieniu,
żeby się o mnie oprzeć, odetchnąć moimi myślami.
Zerwałem się z miejsca, szukałem słońca w zenicie.
Uzbroiłem się po zęby w humor i witaminy.

Wzruszyłem ramionami i strzasnąłem duszę,
zerwałem czarny bandaż, czarną łunę z pamięci.
Dodałaś mi polotu. Jadłem owoce garściami.
Mikroelementy stanęły na straży komórek.

Szybko, celowo chodziłem, od sprawy do sprawy,
wskoczyłem nawet w ślub nucąc epitalamia.
Zacząłem nawet ćwiczyć: biegi, pompki, sprężyny -
i żadnych nadużyć na niewczesny umór.

To dni były na umór, a każdy sen wściekły
po aurze przywidzeń i zawrocie zmysłów
jak wielki napad na powierzchnię ziemi,
kołatanie ciała, żeby wejść w zimową kwaterę.

I goniłem w piętkę, traciłem wysokość,
gubiłem krok i miarę, i traciłem oddech -
zgubna poriomania, szalone podróże -
nie z Bordeaux do Nurtingen, ale zawsze.

Ziemia pod stopami wszędzie taka miękka -
czułem, że stopy grzęzną w niej po kostki.
A w nocy - łóżko było jak zapadnia
i bez szmeru usuwało się spod ciała.

Później luki w pamięci, zapatrzenia w okno -
tam mała dziewczynka w bloku naprzeciwko
uśmiecha się z żyletką pomiędzy zębami.
Myślę o jej chłodnych pocałunkach.

Black Fix(...)"wszystko było jak nieporządne wiry na rzece, która by płynęła
bez żadnego określonego kierunku" - ale nic nie da się odkręcić,
prócz tego, że nie ma takiej, która by tak płynęła,
bo nigdy tak nie płynie, gdyż płynie inaczej.


Wiersz dla czytelnika


Zamglone jezioro. W drodze nad zatokę
mieliśmy deszcz na twarzach i poziomki w ustach.
Nic nie chciało się przetrzeć. Rzęsiste horyzonty.
Zapadał wieczór, zrywając czarny brezent.

Z czasem księżyc. Obok szkielet ryby,
czyli chmura, ale promienna jak ażurowy abażur.
A potem arkosolium w ścianie leśnego bunkra,
do którego prowadził nasz poziomkowy okop...
nie, to zbyt piękne. Inscenizowane
w chińskich półcieniach specjalnie dla ciebie.
Nie przygryzaj warg. Masz już krew na ustach.
To od tych poziomek. Chodźmy, nic tu nie ma.
(...)

Inaczej

Pociąg nurza się w tonach, skupione sygnały
na obrysach pędu - jakby ruch stanowił
nagłe terytorium o płynnych granicach,
pulsujący kontur puszczony po szynach
obłok stali, błysków, zgrzytów i kołysań,
plazmę ciepła drżącą jak meduzia plama.
Nieduzia plama? Tu pan przeszarżował,
trzeba opuścić skład. Serce, zapraszamy

innym razem, gdy minie daremne olśnienie.
Teraz musimy przerwać, bo mamy połączenie.
Valdi? Jakie nastroje dominują w sekcjach
postenwironmentalnych Desperados i Yassasineros?
Gościmy dziś w naszym łóżku samą pannę Tomiłek?
Panna T. odpowie na pytania państwa Milusińskich,
państwa Ciekawskich, chcemy rzec, konnaturalnie?

Słońce. Pan tak kocha znaczenia, a one tak wszędzie
tylko z miejscówkami w tak zwanym wąskim przedziale.
Pan niepotrzebnie wraca do tego dusznego przedziału,
chociaż można stanąć w korytarzu i otworzyć okno,
nadstawić głowę, wzrokiem odprowadzać błyski żaru,
albowiem tłuc się, słać sygnały i znikać pokątnie jest

rzeczą śmiertelnych, jak gdzieś może kiedyś napisał
niemiecki poeta? Nie jesteśmy niemieckim poetą.
Wild Thing grzmi pociąg, Gloria nadają podkłady.
(Ambulans spożywczy jak arka triumfalna;
wybieram dolny pokład, między napojami.)


Lekcja żywego języka

A kiedy ktoś umiera, mówimy, że jego życie
znajduje się u szczytu wielkiego wodospadu.
Wtedy płynni bogowie wybuchają śmiechem,
który słychać na sto, a nawet dwieście lat.
Śmiech ten nazywamy skądinąd "pocałunkiem kobry".
Zresztą powinno być "metrów" zamiast tamtych "lat".

A tu nie ma żadnej ścieżki, gąszcz i Windybały,
zagmatwane bezdroże, dalej uroczysko,
jednak Wiatrołuża, i żeremie bobrów.
Krzyczymy "żeremiii" i zbiegamy w jar.

Tu jest mała Kamionka, w której można się utopić.
Kamioneczka też rzeka, rzeka to radość człowieka.

Albo biegam po planszy z podniesionym czołem.
Aż nagle latający talerz wsysa mnie pod strop
jak piłeczkę pingpongową w bębnie dadalotka.
Mówimy: wybrał go sam los w bębnie superlotka.
Albo: może Nikt go nie skreślił. Jest pula galore.

Mówimy też "odszedł", "odszedł szybkim krokiem".
Wolelibyśmy mówić Ziiuu iiuu. Albo Ziiuu aauu.
Moi ludzie są przygotowani. Zaczęli chodzić po ziemi.
Kiedy klną, mówią tylko: Kurt Schwitters! Taki żal.


Moi ludzie

Moi ludzie nieswoi oddani są sobie
i dalekim wyrazom niesłownych radości,
które mają na końcu języka jak "wierny" talizman.
(...)
Jak szelest struny bez gryfu, ale jednak jest
...dobrze. Innym razem. Może innym razem.


Thrakt

Czy istnieje substytut en masse? Nic z tych rzeczy.
Wszystkie klejnoty świata nie zamkną boskiej Astrei
w zegarkach. Piękne są jedynie zakątki w sekundach
głębszej ciszy w popołudniowej muzyce. Nadchodzący
marzy jednak o łóżku w dziurce od klucza, o smukłej
komnacie najwszechstronniej będącej w kontakcie
z okiem i krótką łzą czasu. I ja też tak chcę. Sen
oddycha wtedy nurtem rzeki i wiatrem
swobodnego ruchu tego, co w boskim sensie prawdziwe.
Ale jesteśmy, co zrozumiałe, wychyleni
z fazy, i wszystko dzieje się jakby za naszymi plecami,
nawet rzeczy fatalne, więc nie ma potrzeby udawać,
że potrafimy coś ująć. I w sumie
o nic więcej nie chodzi.
(...)
Ciężko późno być dobrym kometą. Ot, co. Późna myśl
nie trzyma się żywiołu, który tak niedotykalnie płonie
w drżącym hinterlandzie gwiazd. Boskie urągowisko,
swoją drogą, ten eksperyment z pamięcią, i trawestacja.
Czyli z takim czasem, którego nigdy nie było i nie masz,
bo tylko szczęście to czas, kiedy ogarnia cię czas
jednokrotnie i może porwać bądź rzucić.
I każda młoda osoba błyskawicznie daje się rzucić,
żeby po prostu móc żyć, ale już tylko bez szczęścia,
bez czasu, w klimatach stacjonarnie nijakich. Poza
szczęściem w najlepszym razie zajmuje nas sztuka.

Tak odprowadzając świat, słuchając sitcomowego płaczu i
przeglądając się w tylu zaprzepaszczonych mostach; grzęznąc
w zdeprymowanych godzinach i będąc, z każdą chwilą, dalej
od czegoś, co w ogóle może być chwilą - oto boski paradoks
i hat trick. Odprowadzając świat
na pociąg? Od samego początku
z narastającą talią: chusteczek i pocałunków? Na dworzec
jak zwykle o świcie. Kto
komu mówi: niemal się zakochałem? Jehanne de France?

I tak jak szczęśliwość jest najdotkliwiej nieboskim stanem
imaginable, w którym Bóg wypunktował swoje antidotum,
tak ironia trafnie instantyzuje serce jako wielka tajemnica
niewiary, czyli głód nieskończonego szczęścia możliwego
jedynie w czasie, i to w czasie najtkliwiej śpiewającym.
Alleluja. Już zapowiadali przez megafon? Rzadko dziś
młodzież pochyla się nad różą; nie pragnie superlogo istnienia.
Lejek norymberski i butelka lejdejska są dla nich bez różnicy,
a właśnie takie rzeczy objaśniałem najwytrwalej.
Opóźniony pociąg ekspresowy X is falling down, et cetera.
Leżysz na peronie, który wisi jak weranda w pustym polu.

Blik
(...)
Co począć? Cóż, nie da się począć, bo cząć
nie istnieje, przynajmniej w moim słowniku.

ogłoszenia drobne/ inne

Szymborska Wisława

Drobne Ogłoszenia

Ktokolwiek wie, gdzie się podziewa
Współczucie (wyobraźnia serca)
- niech daje znać! Niech daje znać!
Na cały głos niech o tym śpiewa
I tańczy jakby stracił rozum
Weseląc się pod wątłą brzozą,
Której wciąż zbiera się na płacz.

Uczę milczenia
We wszystkich językach
Metodą wpatrywania się
W gwieździste niebo,
W żuchwy sinantropusa,
W skok pasikonika,
W paznokcie noworodek,
W plankton,
W płatek śniegu.

Przywracam do miłości.
Uwaga! Uwaga!
Na zeszłorocznej trawie
W słońcu aż po gardła
Leżycie, a wiatr tańczy
(zeszłoroczny ten
wodzirej waszych włosów).
Oferty pod: sen

Potrzeba osoba
Do opłakiwania
Starców, którzy w przytułkach
Umierają: proszę
Kandydować bez metryk
I pisemnych zgłoszeń.
Papiery będą darte
Bez pokwitowania.

Za obietnice męża mego,
Który zwodził kolorami
Ludnego świata, gwarem jego,
Piosenką z okna, psem zza ściany:
Że nigdy nie będziecie sami
W mroku i w ciszy i bez tchu
- odpowiadać nie mogę.
Noc, wdowa po Dniu.

ogłoszenia drobne

wzruszam się. tanio

tropy wielkanocne

KRYSTUS Z MARTWYCH WSTAŁ JE...
Najstarszy polski trop wielkanocny, powstały w wieku XIV, a może nawet wcześniej. Wzorowany jest na hymnie łacińskim "Deus omnipotens..." ("Bóg wszechmogący..."). Najdawniejszy przekaz został zapisany w roku 1365 w "Graduale płockim". Początkowo jednozwrotkowy, od wieku XV rozrastał się o dalsze strofy. Śpiewano go w czasie świąt Wielkiej Nocy, zwłaszcza podczas procesji rezurekcyjnej.

Krystus z martwych wstał je,
Ludu przykład dał je,
Eż nam z martwych wstaci,
Z Bogiem krolewaci.
Kyrie eleison.
PRZEZ TWE ŚWIĘTE ZMARTWYWSTANIE...

Trop rezurekcyjny z ok. połowy XIV w., przekład pieśni czeskiej. Rękopis Biblioteki Kapitulnej w Pradze, sygn. B.V.2 z pocz. XVI w.

Przez twe święte zmartwywstanie,
Boży Synu, odpuściż nam nasze zgrzeszenie.
Ty jeś ten świat sam zbawił,
Żywoteś nasz naprawił,
Śmierciś wiecznej nas zbawił,
Swąś moc zjawił.


WESOŁY NAM DZIEŃ NASTAŁ...

Trop wielkanocny z 1. poł. XV w., przekład z tropu łacińskiego, zapewne za pośrednictwem czeskim. Rękopis Biblioteki Ossolińskich we Wrocławiu nr 1482 IV (fascimile rękopisu z pocz. XVI w.).

Wesoły nam dzień nastał,
Gdy Syn Boży zmartwychwstał,
Bychmy z grzechow powstali
I jego naśladowali,
A potem z nim wiecznie krolowali.

wtorek, 5 kwietnia 2011

ze Sło

„Świat się nie rozszerzył, ale nabrał głębi”- Kordian zaczyna dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widział.

taki sobie cytat

Miłym przejawem sławy jest fakt, że gdy się przynudza ludzie myślą, że to z nimi coś jest nie tak.(H.Kissinger)

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

niedziela, 27 marca 2011

ze "Zmartwychwstania" Tołstoja

r. XXXVII
(...)Wróciła zmordowana, mokra, zabłocona i od tego dnia zaczął się w niej
przewrót duchowy, który sprawił, że stała się tym, czym była teraz. Od owej
strasznej nocy przestała wierzyć w dobro. Dawniej sama wierzyła w dobro i w
to, że ludzie w nie wierzą, ale owej nocy przekonała się, że nikt w to nie
wierzy i że wszystko, co ludzie mówią o Bogu i o tym, czym jest dobro,
mówią tylko po to, żeby oszukiwać innych. Ten, którego kochała i który - o
tym wiedziała - ją kochał, gdy się nią nasycił, porzucił ją i wyszydził jej
uczucie. A to był przecież najlepszy ze wszystkich ludzi, jakich znała.
Wszyscy inni byli jeszcze gorsi. I wszystko, co się z nią stało,
potwierdzało to na każdym kroku. Jego ciotki, pobożne staruszki, wypędziły
ją, gdy nie mogła już im służyć tak jak przedtem.
Wszystkie kobiety, z którymi się spotykała, starały się przez nią zdobyć
pieniądze, wszyscy mężczyźni -od stanowego aż do dozorców więziennych
włącznie - patrzyli na nią jak na narzędzie zaspokojenia żądzy. I dla
nikogo nie istniało nic innego na świecie prócz rozkoszy, tej właśnie
rozkoszy. W tym przeświadczeniu umocnił ją jeszcze bardziej stary pisarz,
którego spotkała w drugim roku swego życia na wolności. Mówił jej wprost,
że na tym - nazywał to poezją i estetyką - polega całe szczęście człowieka.
Wszyscy żyli tylko dla siebie, dla swej przyjemności, i wszystkie słowa o
Bogu i o tym, co dobre, były oszustwem. Jeżeli zaś czasem rodziło się
pytanie, dlaczego wszystko na świecie jest tak źle urządzone, że wszyscy
wyrządzają sobie wzajemnie krzywdę i wszyscy cierpią, to o tym nie trzeba
było myśleć. Ogarnie cię kiedy nuda możesz zapalić papierosa albo napić się
wódki, albo, jeszcze lepiej pobawić się z mężczyzną - i przejdzie.
r. XLIV
(...)Zazwyczaj ludzie myślą, że złodziej, morderca, szpieg, prostytutka
uznając swój zawód za zły muszą się go wstydzić. Dzieje się wręcz
przeciwnie. Ludzie, którzy czy to wskutek zrządzenia losu, czy też wskutek
popełnionych grzechów lub błędów znajdą się w pewnej sytuacji, stwarzają
sobie - bez względu na to, jak dalece jest ona sprzeczna z prawem - taki
pogląd na życie w ogóle, że uważają swoją sytuację za dobrą i słuszną.
Chcąc zaś umocnić takie pojęcie, instynktownie trzymają się tych środowisk,
które uznają tworzone przez nich poglądy i zajmowane przez nich miejsce w
życiu. Dziwi nas to, gdy chodzi o złodziei chełpiących się swą zręcznością,
o prostytutki chlubiące się swą rozpustą, o morderców chwalących się swym
okrucieństwem. Ale dziwi nas to tylko dlatego, że krąg atmosfery, w której
żyją ci ludzie, jest ograniczony i, co najważniejsze, że my znajdujemy się
poza nim. A czyż nie to samo zjawisko widzimy wśród bogaczy chełpiących się
swym bogactwem, to jest grabieżą, wśród wodzów chełpiących się swymi
zwycięstwami, to jest morderstwem, wśród władców chełpiących się swą
potęgą, to jest przemocą? Nie dostrzegamy, że ci ludzie stworzyli sobie
wypaczone pojęcia o życiu, o tym, co dobre, a co złe, po to, by
usprawiedliwić swoje poglądy, a nie dostrzegamy tylko dlatego, że ludzie o
tak wypaczonych pojęciach stanowią większość i że my sami do nich należymy.

r.LIX

Jednym z najzwyklejszych i najbardziej rozpowszechnionych
przesądów jest mniemanie, że każdy człowiek ma tylko jakieś dane,
określone cechy, że są ludzie dobrzy, źli, mądrzy, głupi,
energiczni, apatyczni itd. Ludzie nie są tacy. Możemy powiedzieć o
człowieku, że bywa częściej dobry niż zły, częściej mądry niż
głupi, częściej energiczny niż apatyczny, i na odwrót; ale będzie
nieprawdą, jeśli powiemy o jakimś człowieku, że jest dobry albo
mądry, a o innym, że jest zły albo głupi. A my zawsze w ten sposób
dzielimy ludzi. I to jest niesłuszne. Ludzie są jak rzeki: woda
jest we wszystkich jednakowa i wszędzie ta sama, ale rzeka bywa
wąska, bystra, szeroka, spokojna, czysta, zimna, mętna, ciepła:
Tak samo jest z ludźmi. Każdy człowiek ma w sobie zalążki
wszystkich ludzkich cech; czasami ujawnia te, czasami znów inne, i
bywa nieraz zupełnie do siebie niepodobny pozostając jednakże
wciąż sobą. U niektórych ludzi zmiany te bywają szczególnie
jaskrawe.

r.VIII/ II
(...)
Niechludow przypomniał sobie, jak w Kuźmińskiem zaczął rozmyślać o
swoim życiu i postanawiać, co i jak będzie robił, i przypomniał
sobie jeszcze, jak się zaplątał w tych sprawach i nie mógł ich
rozwiązać: tyle było punktów widzenia na każdą z nich. Zadał sobie
teraz znowu te pytania i zdziwił się, jak wszystko było proste.
Proste było dlatego, że teraz nie myślał, co się z nim stanie, i
nawet go nie interesowało, ale myślał tylko o tym, co powinien
robić. I dziwna rzecz, w żaden sposób nie mógł rozstrzygnąć, co
trzeba zrobić dla siebie, natomiast wiedział z całą pewnością, co
trzeba zrobić dla innych. Wiedział teraz z całą pewnością, że
trzeba oddać ziemię chłopom, gdyż zatrzymywać ją dla siebie było
rzeczą złą. Wiedział z całą pewnością, że nie można teraz porzucać
Katiuszy, że trzeba jej pomagać, być gotowym na wszystko, żeby
zmazać wobec niej swoją winę. Wiedział z całą pewnością, że
należało przestudiować, wyjaśnić sobie, zrozumieć wszystkie te
sprawy sądów i kar, w których, jak mu się zdawało, dostrzegał to,
czego nie widzą inni. Jaki będzie wynik tego wszystkiego - nie
wiedział; ale wiedział bez wątpienia, że i jedno i drugie, i
trzecie koniecznie należy zrobić. I to niezbite przekonanie
sprawiało mu radość.


r. XIX/II
(...)Ściśle wypełniał otrzymywane z góry
zarządzenia i bardzo sobie cenił takie właśnie, ich wypełnianie.
Przypisując tym zarządzeniom szczególne znaczenie uważał, że wszystko na
świecie można zmienić tylko nie zarządzenia najwyższych władz. Obowiązki
jego polegały na tym, żeby trzymać w kazamatach i w oddzielnych celach
przestępców politycznych obojga płci, i to w takich warunkach, że w ciągu
dziesięciu lat połowa z nich ginęła, częściowo wpadając w obłęd, częściowo
umierając na gruźlicę, częściowo popełniając samobójstwo: jeden głodził się
na śmierć, inny przecinał sobie szkłem żyły, inny znów wieszał się lub
żywcem podpalał.
Stary generał wiedział o tym, wszystko co działo się w jego oczach, ale
żaden taki wypadek nie mącił mu spokoju sumienia, tak samo jak nie
przejmowały go nieszczęścia, które zdarzały się z powodu burzy, powodzi
itp. Wypadki te działy się na skutek wykonywania zarządzeń otrzymywanych z
góry, z rozkazu Najjaśniejszego Pana. Te zarządzenia zaś musiały być
wykonywane nieodwołalnie i dlatego było rzeczą zupełnie bezcelową
zastanawiać się nad ich skutkami. Toteż stary generał nie pozwalał sobie
myśleć o takich sprawach; uważając za swój obowiązek patrioty i żołnierza
nie myśleć, żeby nie zachwiać się w pełnieniu tych, jego zdaniem, bardzo
ważnych funkcji.

r.XXV/ II
(...)Pierwszym uczuciem Niechludowa, gdy obudził się nazajutrz, było to, że
poprzedniego dnia popełnił jakąś podłość.
Zaczął sobie przypominać: podłości nie popełnił, złego uczynku nie było,
ale nachodziły go myśli, złe myśli, że wszystkie jego obecne zamiary:
małżeństwo z Katiuszą i oddanie ziemi chłopom, wszystko to są nieosiągalne
marzenia, że temu wszystkiemu nie podoła, że to wszystko jest sztuczne i
nienaturalne, że trzeba żyć tak, jak żył dotąd.
Nie popełnił złego uczynku, ale popełnił coś znacznie gorszego niż zły
uczynek: ulegał myślom, z których wywodzą się wszystkie złe uczynki. Złego
uczynku można nie powtórzyć i można go żałować, złe zaś myśli rodzą
wszystkie złe uczynki.
Zły uczynek toruje tylko drogę innym złym uczynkom; złe zaś myśli
niepowstrzymanie pchają po tej drodze.
Przypomniawszy sobie wczorajsze rozważania Niechludow zdziwił się, jak
mógł bodaj na chwilę im zaufać. Chociaż to, co zamierzał zrobić, było nowe
i bardzo trudne, wiedział, że teraz było to jedynym możliwym dla niego
życiem; i wiedział, że choć powrót do poprzedniego życia byłby bardzo łatwy
i zgodny ze wszystkimi jego nawykami, powrót taki oznaczałby dla niego
śmierć. Wczorajsza pokusa przedstawiła mu się teraz jak to, co zdarza się
człowiekowi, gdy się roześpi i - choć nie chce mu się spać - wyleguje się
jeszcze w łóżku, mimo że wie, iż czas wstawać, bo czeka go ważna i radosna
sprawa.

r. XXVIII
(...)- Ohydny jest w człowieku pierwiastek
zwierzęcy - myślał - ale gdy występuje w czystej formie, wówczas patrzymy
na to z wyżyny naszego życia duchowego i gardzimy nim; czy mu ulegamy, czy
mu się opieramy, pozostajemy tym, czym byliśmy, ale kiedy to samo zwierzę
ukrywa się pod pseudoestetyczną i poetyczną osłoną i żąda dla siebie
hołdów; wówczas ubóstwiając zwierzę, całkowicie się w nim zatracamy, nie
odróżniając już, co dobre, a co złe. Wtedy jest to okropne."
Niechludow widział to teraz tak jasno, jak jasno widział pałace,
wartowników, twierdzę, rzekę, łodzie, giełdę.
I tak jak tej nocy nie było na ziemi kojącego, pozwalającego odpocząć
mroku, tylko niewyraźne, niewesołe, nienaturalne światło, które płynęło z
nieznanego źródła, tak samo w duszy Niechludowa nie było już pozwalającego
odpocząć mroku niewiedzy. Wszystko było jasne. Jasne było, że wszystko, co
ludzie uważają za ważne i dobre, jest błahe lub wstrętne i że cały ten
blask, cały przepych okrywa stare zbrodnie, do których wszyscy już
przywykli, zbrodnie nie tylko nie podlegające karze, ale triumfujące, i że
ludzie ozdobili je wszystkimi powabami, jakie tylko potrafili wymyślić.
Niechludow chciał o tym zapomnieć, nie chciał tego widzieć, ale już nie
mógł nie widzieć. Chociaż nie widział, skąd bije owo światło, przy którym
zobaczył to wszystko, jak nie widział, skąd bije światło jaśniejące nad
Petersburgiem, i chociaż to światło wydawało mu się niewyraźne, niewesołe i
nienaturalne, nie mógł nie widzieć tego, co mu ono odsłaniało, i czuł
jednocześnie i radość, i niepokój.
r. XL
(...)W tym rzecz cała -
myślał Niechludow. - Jeżeli można uznać choćby na jedną godzinę i choćby w
jakimś jednym, wyjątkowym wypadku, że istnieje coś, co jest ważniejsze niż
uczucie miłości do ludzi, to nie ma zbrodni, której nie wolno byłoby
popełnić wobec ludzi nie czując się winnym."
(...)Cała rzecz polega na tym - myślał Niechludow - że wszyscy oni uznają za
prawo to, co nie jest prawem, a nie uznają za prawo tego, co jest wiecznym,
niezmiennym, nieodzownym prawem, które Bóg zapisał w sercach ludzkich.
Dlatego tak mi bywa z nimi ciężko - myślał Niechludow. - Po prostu boję się
ich. Ci ludzie są naprawdę straszni.
Straszniejsi niż zbóje. Zbój może się jednak ulitować - ci zaś litować
się nie potrafią. Są uodpornieni na litość, która w nich nie zakiełkuje,
tak jak roślina nie zakiełkuje na tym kamieniu. To właśnie jest w nich
straszne. Mówią, że straszni byli tacy ludzie, jak Pugaczow, Razin są
stokroć straszniejsi - myślał dalej. - Gdyby dać do rozwiązania takie
zadanie psychologiczne: co zrobić, żeby ludzie żyjący w naszej epoce,
chrześcijanie, humanitarni, po prostu dobrzy ludzie, zaczęli popełniać
najokropniejsze łajdactwa nie czując, że są winni, to możliwe jest tylko
jedno rozwiązanie: trzeba, żeby było tak właśnie, jak jest, trzeba, żeby ci
ludzie zostali gubernatorami, naczelnikami więzień, oficerami, stójkowymi,
to jest, żeby, po pierwsze, byli przekonani, że istnieje taka instytucja,
zwana służbą państwową, która pozwala obchodzić się z człowiekiem jak z
rzeczą, bez ludzkiego, braterskiego stosunku do niego, a po drugie, żeby
organizacja tej służby państwowej była tak pomyślana, by odpowiedzialność
za skutki ich postępowania z ludźmi nie spadała osobiście na nikogo. Są to
jedyne warunki, w których możliwe jest w naszych czasach dopuszczanie się
takich okrucieństw jak te, które widziałem dzisiaj. A to wszystko dlatego,
że ludziom się zdaje, iż są wypadki, kiedy można obchodzić się z
człowiekiem bez miłości, a takich wypadków nie ma. Można obchodzić się bez
miłości z rzeczami: można rąbać drzewa, wypalać cegły, kuć żelazo bez
miłości; ale z ludźmi nie można obchodzić się bez miłości, tak samo jak nie
można obchodzić się nieostrożnie z pszczołami. Taka jest właściwość
pszczół. Jeżeli zacząć się obchodzić z nimi nieostrożnie, można zaszkodzić
i im, i sobie. Tak samo jest z ludźmi. I nie może być inaczej, ponieważ
wzajemna miłość między ludźmi jest podstawowym prawem ludzkiego życia. To
prawda, że człowiek nie może zmusić się do miłości, jak może zmusić się do
pracy, ale z tego nie wynika, że można obchodzić się z ludźmi bez miłości,
zwłaszcza jeżeli się czegoś od nich żąda. Jeżeli nie czujesz miłości do
ludzi, siedź cicho - mówił do siebie Niechludow -zajmuj się sobą, martwymi
przedmiotami, czym chcesz, tylko nie ludźmi. Tak jak można jeść bez szkody
i z pożytkiem tylko wtedy, gdy chce się jeść, tak samo z ludźmi można
obchodzić się z pożytkiem i bez szkody tylko wtedy, gdy się ich kocha.
Wystarczy sobie pozwolić na to, by obchodzić się z ludźmi bez miłości, tak
jak wczoraj obszedłem się ze szwagrem, a wówczas nie ma granic okrucieństwa
i zezwierzęcenia wobec innych ludzi, jak się o tym przekonałem dzisiaj, i
nie ma kresu cierpień dla człowieka, jak tego sam doświadczyłem w życiu.
r. XII/ III
(...)Nie zajmowało go zagadnienie, jak powstał świat, właśnie dlatego, że
zajmowało go nieustannie zagadnienie, co zrobić, żeby lepiej było żyć na
świecie. O życiu przyszłym również nigdy nie myślał; miał w głębi duszy to
odziedziczone po przodkach, mocne, spokojne przekonanie; właściwe wszystkim
ludziom pracującym na roli, że podobnie jak w świecie zwierząt i roślin nic
się nie kończy, ale wciąż przechodzi z jednej formy w drugą - nawóz w
ziarno, ziarno w kurę, kijanka w żabę, robak w motyla, żołądź w dąb - tak
samo i człowiek nie ginie, tylko się zmienia. Wierzył w to i dlatego zawsze
tak dzielnie, a nawet wesoło spoglądał w oczy śmierci i mężnie znosił
wiodące do niej cierpienia, ale nie lubił i nie umiał o tym mówić. Lubił
pracować, zawsze był zajęty sprawami praktycznymi i do tych spraw
praktycznych nakłaniał towarzyszów.

r.XXVIII/ III
(...)I stało się z Niechludowem tak, jak nieraz dzieje się z ludźmi, którzy
żyją życiem wewnętrznym. Stało się tak, że myśl, która z początku wydawała
mu się jakimś dziwactwem, paradoksem, nawet żartem, znajdując coraz
częstsze potwierdzenie w życiu, nagle ukazała mu się jako najprostsza,
niewątpliwa prawda. W taki właśnie sposób zrozumiał teraz jasno, że jedyny
i niewątpliwy sposób ocalenia przed okrutnym złem, które ludzie cierpią,
polega tylko na tym, żeby ludzie uznawali się zawsze za winnych wobec Boga
i dlatego za niezdolnych ani do tego, by karać, ani do tego, by innych
zmuszać do poprawy. Widział teraz jasno, że całe to straszne zło, którego
był świadkiem w aresztach i więzieniach, i spokojna pewność siebie tych,
którzy to zło wyrządzali, wynikały stąd, iż ludzie chcieli dokonać rzeczy
niemożliwej: sami będąc źli, chcieli naprawiać zło. Ludzie występni chcieli
naprawiać ludzi występnych i sądzili, że osiągną to mechanicznie. Ale
jedynym tego skutkiem było, że ludzie chciwi i znajdujący się w potrzebie,
uczyniwszy sobie zawód z tego, iż rzekomo naprawiają ludzi, sami
zdeprawowali się do najwyższego stopnia i bezustannie deprawują tych,
których dręczą. Widział teraz jasno, co było przyczyną całej tej grozy, na
którą patrzył, i co należy zrobić, żeby ją zniweczyć. Odpowiedź, której nie
mógł znaleźć, była ta sama, którą Chrystus dał Piotrowi: należało
przebaczać zawsze, wszystkim, przebaczać nieskończoną ilość razy, ponieważ
nie ma takich ludzi, którzy sami nie byliby winni, a więc którzy mogliby
karać albo zmuszać innych do poprawy.
(...)Nie spał całą noc i, jak to zdarza się bardzo wielu czytającym Ewangelię,
teraz po raz pierwszy rozumiał pełne znaczenie słów, wielokrotnie
czytanych, a nie zauważonych. Jak gąbka wodę, chłonął w siebie to, co
potrzebne, ważne i radosne, a co odsłaniała mu ta księga, i wszystko, co
czytał, wydawało mu się znane, potwierdzało, jakby wprowadzało do
świadomości to, o czym wiedział od dawna, ale czego sobie całkowicie nie
uświadamiał i w co nie wierzył. Teraz zaś uświadamiał sobie i wierzył.
Ale nie dość, że uświadamiał sobie i wierzył, iż ludzie, którzy
wypełniają te przykazania, osiągną najwyższe szczęście, jakie osiągnąć są
zdolni; uświadamiał sobie i wierzył teraz, że człowiek może nic więcej nie
robić, tylko wypełniać te przykazania, że w tym jest jedyny sens życia
ludzkiego, że wszelkie odstępstwo od tego jest błędem, który natychmiast
pociąga za sobą karę.
(...)"I my robimy to samo - myślał Niechludow - żyjąc w niedorzecznym
przekonaniu, że sami jesteśmy gospodarzami naszego życia, że jest ono nam
dane dla naszej rozkoszy. A przecie, rzecz oczywista, to zupełnie
niedorzeczne. Przecież jeśli znaleźliśmy się tutaj, to stało się to za
czyjąś wolą i w jakimś celu. A my postanowiliśmy, że żyjemy tylko dla
własnej przyjemności, więc, rzecz jasna, że jest nam źle, tak jak będzie
źle robotnikowi, który nie spełnia woli gospodarza. Te przykazania wyrażają
wolę gospodarza. Niech więc tylko ludzie wypełnią te przykazania, a na
ziemi nastanie królestwo boże i ludzie osiągną najwyższe szczęście; jakie
osiągnąć są zdolni.
(Szukajcie naprzód królestwa bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko
inne będzie wam przydane.) A my szukamy wszystkiego innego i, oczywiście,.
nie możemy znaleźć.
Takie właśnie było moje dawne życie. Ale zaledwie się skończyło, zaczęło
się inne."

Z 'Kartoteki rozrzuconej' Różewicza

Bohater II Teraz zawsze jestem sobą. Długo wędrowałem, zanim doszedłem do siebie.
Sekretarka Do siebie? Jak tam wygląda? Jak tam jest?

poniedziałek, 21 marca 2011

pomedytacyjnie

Wiem, że mam opory co do pokory
lecz bez poprawy skrucha będzie krucha.

piosenka WGB o wiośnie

Polami, polami, po miedzach, po miedzach,
Po błocku skisłym, w mgłę i wiatr
Nie za szybko, kroki drobiąc
Idzie wiosna, idzie nam.

Rozłożyła wiosna spódnicę zieloną,
Przykryła błota bury błam
Pachnie ziemia ciałem młodym
Póki wiosny, póki trwa.

Rozpuściła wiosna warkocze kwieciste
Zbarwiały łąki niczym kram
Będzie odpust pod Wiślicą
Póki wiosna, póki trwa.

Ponidzie wiosenne, Ponidzie leniwe,
Prężysz się jak do słońca kot,
Rozciągnięte po tych polach,
Lichych lasach w pstrych łozinach,
Skałkach w słońcu rozognionym,
Nidą w łąkach roziskrzoną
Na Ponidziu wiosna trwa.

środa, 9 marca 2011

Czy będzie wiosna w tym roku?

Disney nigdy nie zawiedzie

Anhelli cd.

Eloe siedziała nad ciałem zmarłego, z gwiazdą melancholiczną na rozpuszczonych włosach.
(...)
Jam jest w części odpowiedzialna, że serce jego nie było tak czyste jak dyjamentowe źródło, i tak wonne jak lilije wiosenne.

To ciało do mnie należy, i to serce mojem było. Rycerzu, koń twój tentni, leć daléj!

I poleciał ów rycerz ognisty z szumem, jakoby burzy wielkiéj; a Eloe usiadła nad ciałem martwego.

I uradowała się, że serce jego nie obudziło się na głos rycerza i że już spoczywał.

śmierć Elenai w "Anhellim" Słowackiego

A długi smutek i tęsknoty przyprawiły o śmierć ową wygnankę, i położyła się na łożu liścianem pomiędzy renami swojemi, aby umrzeć.

A był zachód słońca; albowiem od niejakiego czasu, zaczęły się noce w ziemi sybirskiéj i słońce coraz dłużćj zostawało pod ziemią.

Obróciwszy więc ku Anhellemu szafirowe oczy zalane łzami wielkiemi, rzekła Ellenai: Umiłowałam ciebie, bracie mój, i opuszczam.

A powiedziawiszy, gdzie ją miał pochować, że pod sosną, która była w smutnym parowie, leżeć pragnie, rzekła: Czemże ja będę po śmierci?

Oto chciałabym być jaką rzeczą żyjącą przy tobie, Anhelli, pajączkiem nawet, który jest miły więźniowi i schodzi jeść z jego ręki po złotym promyku słonecznym.

Jam się przywiązała do ciebie jak siostra i jak matka twoja, i więcéj jeszcze... Ale grobowiec wszystko kończy...

Nie zapominaj o mnie - bo któż o mnie będzie pamiętał po śmierci, chyba ren, któregom doiła zalewając się łzami.

Jeżeli wiesz, gdzie ludzie idą po śmierci, to mi powiedz, bo niespokojna jestem, choć mam nadzieję w Bogu.

Oto ja polecę do krainy twojéj rodzinnéj i obaczę dom twój, sługi twoje i rodzice twoje, jeżeli jeszcze żyją?

I nawet miejsce te, gdzie stało twoje łóżeczko dziecinne, mała niegdyś kołyska twoja.

Ty powiesz, że to są myśli gminne, że człowiek po śmierci nie lata... Cóż! kiedy z taką myślą śmierć piękniejsza.

A oto patrzaj nad łożem mojem, ta szyba lodu słońcem czerwona, z dwoma skrzydłami promieni: nie jestże to Anioł złoty stojący nade mną?

Reny wyciągają mech spod mojéj pościeli i skubią łoże śmierci jedząc... Biedne reny moje, żegnam was.

A teraz podniosę oczy do Królowy Niebieskiéj i będę się modliła do Niéj.

Zaczęła więc tu umierał ąca mówić litanije do Matki Chrystusowéj, i właśnie wymówiwszy: Różo zlota! skonała.

I na znak cudu, upadła róża żywa na białe piersi umarłéj, i leżała na nich, a w jamie rozeszła się od niéj woń różana i mocna.

Nie śmiał więc Anhelli ruszyć ciała umarłéj, ani złożyć rąk, które były wyciągnięte, lecz usiadłszy na końcu łoża płakał.

piątek, 25 lutego 2011

"Upał" :):) z 1964 roku

"Niech Pani będzie łaskawa nie zwracać uwagi na to co mówi mój przyjaciel, bo on w słońcu nie mówi tak, jak w cieniu"

"-Czy możemy być Panu w czymś pomocni?
-Chętnie bym prosił o zastąpienie mnie na chwilę w magazynie.
-Na dłuższą chwilę?
-Nie, na tyle, co pójść i się oświadczyć.
-Daleko Pan chodzi się oświadczać?
-Skąd, no w taki upał?
-Pan kocha kogoś...
-Tak, kocham ją do utraty zmysłów.
-To nie dobrze, zmysły w takich wypadkach niesłychanie się przydają"

z memuarów Starszego Pana B

"Przymknięte Oko Opaczności"
"Ów zew [płci] od razu też, od swego zarania, płynął we mnie dwoma podstawowymi nurtami: jednym z nich instynktowne dążenie do zaspokojenia budzącej się ciekawości, fascynacji odmiennością ciała kobiety; drugim- sublimacja tego pierwszego, kult kobiety z jej niedocieczoną tajemnicą, której rąbka może ona jednak kiedyś uchylić przez jakąś nieuświadomioną, trudną do wyobrażenia sobie bliskość."/s.23
"Ojciec ubolewał dotkliwie nad moimi słabymi postępami w nauce. Był ambitny jako współautor życia."/s.41
"Najważniejsze przecież były dla mnie rozkosze nieróbstwa. Nie to, co robiłem, ale czego nie robiłem przepełniało mnie szczęściem."/s.45
"To była szczególna instytucja tamtych czasów- ojciec. Coś na kształ domowego boga. Bóg się przecież nie zwierza. Czy prowokuje zwierzenia, żeby ich wysłuchać? Tego już się nie dowiedziałem. Twardą miał rękę, ale kochałem go, bo czułem jego miłość nawet w tym, co tak ciężko było mi od niego znosić."/s.63
"Wśród uczestników czaju z warieniem najżyczliwiej dla mnie zachowywali sie Sierioża i samowar"/ s.77
"Ale nie tylko zwalistego, hieratycznego wuja wlókł Zimek Mianowski z ziemi nieobcej do Polski. Wlókł też (i to chyba przez całe życie) swoje korzenie, wyrwane z ukraińskiego czarnoziemu, na którym się urodził. One to były tą jego pamięcią, wspomnieniami, z których się składał w tak dużej mierze. Były to wspomnienia sentymentalne, ale bez sentymentalizmu, czułe, ale bez ckliwości. o nieporównywalnej z innymi wiośnie ukraińskiej, gwałtownej jak nagła miłość, co w parę dni topi śniegi długiej, mroźnej zimy kontynentalnej, rozgrzewa ciężką, czarną ziemię do niespotykanego nigdzie indziej zapachu i w parę dni każe jej się zazielenić. O kwitnących wiśniowym kwieciem sadach i kwitnących pieśniami, chórami pięknogłosymi cerkwiach i wsiach." /s.86
"Jak dalece musiał się też różnić od współczesnego Polaka urodzonego w szufladzie wielopiętrowej szafy mieszkaniowej, ustanowionej na obszarze trzystu dwodziestu paru tysięcy kilometrów kwadratowych etnicznego monolitu zatwierdzonego geograficznie na mapach Europy. Czy oddałby tę swoją bezmierną, "nielegalną" Polskę za tę malutką, legalną? Pewno by oddał. A potem tęsknił do tamtej..."/s.87
"O ile bowiem do terminu "literat" jakoś się przez ćwierćwiecze przyzwyczaiłem, o tyle "pisarzem" nie czuję się, raczej artystycznym rzemieślnikiem słowa. Zabawnie swoją profesję piszącego określił Wasowski Junior, czyli Grzegorz, syn Jerzego: "pióro-technik". "/s.231
"Pięćdziesiątka to młodość starości"/s.260
[to dla Ciebie, Adamie):)]"Lubię rąbanie drewna, bo to zajęcie fizyczne, podczas, którego można się prostować (w przeciwieństwie to kopania itp.)."/s.362
"A nic tak nie łączy ludzi, jak wspólne szczęście. Byle tego nie nadużywali."/s.364

sobota, 19 lutego 2011

też od Poświatowskiej trzy gwiazdki

Odkąd cię poznałam, noszę w kieszeni szminkę,
to jest bardzo głupie nosić szminkę w kieszeni,
gdy ty patrzysz na mnie tak poważnie,
jakbyś w moich oczach widział gotycki kościół.
A ja nie jestem żadną świątynią, tylko lasem i łąką
— drżeniem liści, które garną się do twoich rąk.
Tam z tyłu szumi potok, to jest czas, który ucieka,
a ty pozwalasz mu przepływać przez palce
i nie chcesz schwytać czasu.
I kiedy cię żegnam, moje umalowane wargi pozostają nietknięte,
a ja i tak noszę szminkę w kieszeni,
odkąd wiem, że masz bardzo piękne usta.

Halina Poświatowska

***
we mgłę go wyprawiłam
w deszcz co na rzęsach przysiadł
a opowiadał pięknie
o zakręcie rzeki
i dom rysował paznokciem
na gładkim blacie ulicy
i podawał mi kwitnącą przyszłość
jak owoc pomarańczy - na dłoni


we mgłę go wyprawiłam
w deszcz co na rzęsach przysiadł
samobójczymi kroplami
żeby opaść i zniknąć
wsiąknąć cieczą zieloną
w spragnione ciało trawy
stoję niezmiernie sama
na nagiej obcej ziemi

sklep (nie tylko internetowy)

Jest sklep dla panów, pań i panien
gdzie się sprzedaje używane
rzeczywistości

Każdy gdy się okazja nada
kupuje je i nie posiada
się z radości

Ale to krótkie są niestety
i dla mężczyzny i kobiety
radości bo

Czasem od jednej rzygać się chce
a my już mamy minimum dwie
rzecziwistości

piątek, 11 lutego 2011

CO NA KSIĘŻYCU WIDAĆ Chmielowski cd


OD DNIA ZALEŻY, CO NA KSIĘŻYCU WIDAĆ,
PUNKT, Z KTÓREGO SIĘ PATRZY TAKŻE JEST WAŻNY

JAK SMOKA POKONAĆ Benedykt Chmielowski cd


SMOKA POKONAĆ TRUDNO,
ALE STARAĆ SIĘ TRZEBA

mądrości z "Nowych Aten" Benedykta Chmielowskiego

SMOK - JAKI JEST





GIGANCI - CZY BYLI NA ŚWIECIE?
GIGANCI BYLI, WZROSTEM ODZNACZALI SIĘ GIGANTYCZNYM

piątek, 4 lutego 2011

użycie niektórych spójników po prostu zaczęło wygasać w dobie staropolskiej

acz, aczkoli, aczkolwie, aczli, jakokoli, kakokoli, aliż, ano, abo, abociem, bociem, ciem, wiem, gdaż;););)

środa, 26 stycznia 2011

mądrości z Jeana Paula- romantyka

Miłość podobną jest do kartofli: jest czternaście sposobów przygotowania jej.

Tylko podróż jest życiem, tak jak, odwrotnie, życie jest podróżą.

Cierpienia powinny uszlachetniać, w przeciwnym razie nic nie dają.

Czyż wszyscy nie pochodzimy z przeszłości?

Jednostajność tylko w miłości się nie przykrzy.

GUŚLARZ i DZIEWCZYNA

GUŚLARZ
Na głowie ma kraśny wianek,
W ręku zielony badylek,
A przed nią bieży baranek,
A nad nią leci motylek.
Na baranka bez ustanku
Woła: baś, baś, mój baranku,
Baranek zawsze z daleka:
Motylka rózeczką goni
I już, już trzyma go w dłoni;
Motylek zawsze ucieka.

DZIEWCZYNA
Na głowie mam kraśny wianek.
W ręku zielony badylek,
Przede mną bieży baranek,
Nade mną leci motylek.
Na baranka bez ustanku
Wołam: baś, baś, mój baranku,
Baranek zawsze z daleka;
Motylka rózeczką gonię
I już, już chwytam go w dłonie;
Motylek zawsze ucieka.

DZIEWCZYNA
Tu niegdyś w wiosny poranki
Najpiękniejsza z tego sioła,
Zosia pasając baranki
Skacze i śpiewa wesoła.
La la la la.

Oleś za gołąbków parę
Chciał raz pocałować w usta;
Lecz i prośbę, i ofiarę
Wyśmiała dziewczyna pusta.
La la la la.

Józio dał wstążkę pasterce,
Antoś oddał swoje serce;
Lecz i z Józia, i z Antosia
Śmieje się pierzchliwa Zosia.
La la la la.

Tak, Zosią byłam, dziewczyną z tej wioski,
Imię moje u was głośne,
Że chociaż piękna, nie chciałam zamęścia
I dziewiętnastą przeigrawszy wiosnę,
Umarłam nie znając troski
Ani prawdziwego szczęścia.
Żyłam na świecie; lecz, ach! nie dla świata!
Myśl moja, nazbyt skrzydlata,
Nigdy na ziemskiej nie spoczęła błoni.
Za lekkim zefirkiem goni,
Za muszką, za kraśnym wiankiem,
Za motylkiem, za barankiem;
Ale nigdy za kochankiem.
Pieśni i fletów słuchałam rada:
Często, kiedy sama pasę,
Do tych pasterzy goniłam stada,
Którzy mą wielbili krasę;
Lecz żadnego nie kochałam.
Za to po śmierci nie wiem, co się ze mną dzieje,
Nieznajomym ogniem pałam;
Choć sobie igram do woli,
Latam, gdzie wietrzyk zawieje,
Nic mię nie smuci, nic mię nie boli,
Jakie chcę, wyrabiam cuda.
Przędę sobie z tęczy rąbki,
Z przezroczystych łez poranku
Tworzę motylki, gołąbki.
Przecież nie wiem, skąd ta nuda:
Wyglądam kogoś za każdym szelestem,
Ach, i zawsze sama jestem!
Przykro mi, że bez ustanku
Wiatr mną jak piórkiem pomiata.
Nie wiem, czy jestem z tego, czy z tamtego świata
Gdzie się przybliżam, zaraz wiatr oddali,
Pędzi w górę, w dół, z ukosa:
Tak pośród pierzchliwej fali
Wieczną przelatując drogę,
Ani wzbić się pod niebiosa,
Ani ziemi dotknąć nie mogę.

CHÓR
Tak pośród pierzchliwej fali
Przez wieczne lecąc bezdroże,
Ani wzbić się pod niebiosa,
Ani dotknąć ziemi nie może.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

być gdzieś daleko...

w domu tęsknimy za podróżami
w podróż jedziemy, by tęsknić
za domem

sobota, 22 stycznia 2011

Nieopisywalna

Mówić o Tobie moja piękna
To jak urody część odebrać
Mówić o Tobie moja miła
To jakby nic nie powiedzieć

A z Tobą lepiej milczeć jest
Bo mówić nie dość

Mówię do Ciebie moja słodka
Jak ten zapach co otula postać
Mówię do Ciebie moja mała
Choć cały świat objąć byś chciała

Więc w myślach tulę cię jak skarb
Bo w ramionach nie dość

poniedziałek, 17 stycznia 2011

od Mirona B.

Do NN***

nagle
wycinasz się
z pomieszanych form ulicy
wypukłością nóg
twarzy

zbliżasz się - pół
mijam cię - pół

jakże mi szkoda
tej zawsze jednej strony nie widzianej!
odchodzisz - pół
ruch innych
kroi cię
w coraz drobniejsze
kawałki

nic mi z ciebie nie zostało
nagle

sobota, 15 stycznia 2011

moje lewe kolano
do prawej dłoni
wysyła wiadomość
alfabetem Morse'a
zaszyfrowana
prosto z serca
a ja nie znam szyfru

poranek styczniowy

noce się różnią od letnich
ale poranek wydaje się ten sam
może w zapachu
miałam takie problemy
ze wstawaniem przed 7,
o siódmej
i tak do 10.
A wystarczało przecież
nie zasnąć.

czwartek, 6 stycznia 2011

zakochani siedzą na ziemi
ławka nie pomieści ich uczuć

wtorek, 4 stycznia 2011

to ja

wariatka z półświatka