czwartek, 23 kwietnia 2009
struny senności
struny senności
Mam tendencje do
Przeciągania struny
o poranku
Wieczorem w drugą stronę
więc remis dla świata.
Równowaga została zachowana
Mam tendencje do
Przeciągania struny
o poranku
Wieczorem w drugą stronę
więc remis dla świata.
Równowaga została zachowana
Historia miłosna z Dzikiego Zachodu
Historia miłosna z Dzikiego Zachodu
Pewnego dnia na Dzikim Zachodzie
Zjawił się Henry w swoim samochodzie.
Krzyknął do swoich – hejka, chłopaki
Musicie mi pomóc, bo uciekłem z paki.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, uśniemy
Zamiast tracić czas
Chłopaki wstali po wieczornej libacji,
Natychmiast zażądali od Loli kolacji.
Trzeba było uczcić rzecz nie bylejaką,
Oto Brudny Henry pożegnał się z paką.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, uśniemy
Zamiast tracić czas
Whisky zadziałała jak zadziałać miała,
Henry do Loli miłością zapałał.
- Z tobą na głosy pieśń wolności zanucę.
Love, Lola Baybe, do paki już nie wrócę.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, legniemy
Zamiast tracić czas
Pewnego dnia na Dzikim Zachodzie
Zjawił się Henry w swoim samochodzie.
Krzyknął do swoich – hejka, chłopaki
Musicie mi pomóc, bo uciekłem z paki.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, uśniemy
Zamiast tracić czas
Chłopaki wstali po wieczornej libacji,
Natychmiast zażądali od Loli kolacji.
Trzeba było uczcić rzecz nie bylejaką,
Oto Brudny Henry pożegnał się z paką.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, uśniemy
Zamiast tracić czas
Whisky zadziałała jak zadziałać miała,
Henry do Loli miłością zapałał.
- Z tobą na głosy pieśń wolności zanucę.
Love, Lola Baybe, do paki już nie wrócę.
Lola, Lola dawaj Whisky raz
Walniemy, legniemy
Zamiast tracić czas
zmagania z natchnieniem
zmagania z natchnieniem
ref. To dopiero jest poważne zagadnienie
w dobrej chwili odpowiednie mieć natchnienie
do pisania,
do zmywania, do śpiewania
bez natchnienia, nic nie zrobię,
proszę pana
1. w szufladzie wiersze, te nienapisane
ale wcześniej, nim je skończę zrobię pranie
Miałam przecież wysłać ważne dokumanta
lecz niestety poczta w nocy jest zamknięta
2.Obiecałam gdzieć zadzwonić w pilnej sprawie
Lecz nie teraz, nie w tej chwili, innym razem
Teraz chciałabym w dalekiej być podróży
Zanim znajdę się w pociągu już mnie znudzi
3.Tyle rzeczy czeka na swe wykonanie
Zycie jednak tylko jedno mamy na nie
Wiele marzeń tych codziennych w tym się zmieści
By się zgrabnie dopasował czas do chęci....
ref. To dopiero jest poważne zagadnienie
w dobrej chwili odpowiednie mieć natchnienie
do pisania,
do zmywania, do śpiewania
bez natchnienia, nic nie zrobię,
proszę pana
ref. To dopiero jest poważne zagadnienie
w dobrej chwili odpowiednie mieć natchnienie
do pisania,
do zmywania, do śpiewania
bez natchnienia, nic nie zrobię,
proszę pana
1. w szufladzie wiersze, te nienapisane
ale wcześniej, nim je skończę zrobię pranie
Miałam przecież wysłać ważne dokumanta
lecz niestety poczta w nocy jest zamknięta
2.Obiecałam gdzieć zadzwonić w pilnej sprawie
Lecz nie teraz, nie w tej chwili, innym razem
Teraz chciałabym w dalekiej być podróży
Zanim znajdę się w pociągu już mnie znudzi
3.Tyle rzeczy czeka na swe wykonanie
Zycie jednak tylko jedno mamy na nie
Wiele marzeń tych codziennych w tym się zmieści
By się zgrabnie dopasował czas do chęci....
ref. To dopiero jest poważne zagadnienie
w dobrej chwili odpowiednie mieć natchnienie
do pisania,
do zmywania, do śpiewania
bez natchnienia, nic nie zrobię,
proszę pana
Piosenki musicalowe 2/2 mojego autorstwa
Piosenka-przemiana
-Czemu we mnie? Jak i po co?
Miałby trwać sam wielki Bóg
Czemu z swoją wielką mocą
Nie znajdzie pokorniejszych sług.
We mnie już nie znajdziesz Boga
Od tak dawna próżny trud
Inna w środku jest osoba
Co rozpycha się za dwóch
Jestem ja i moje plany,
Moja duma i jeszcze- ja
Jak by miał być zakochany
We mnie, który się kocham sam.
A może wszystko to- to ciemność
I mgła co w środku sączy się
Czasem tak mocno to odczuwam
I smutno jest i mam się źle.
I dochodzi mnie głos jakiś
Nie wiem czyj i nie wiem co
Mówi do mnie, co mnie trapi
Że wcale nie rozumiem go
-Nie rozumiesz go czy nie chcesz?
Bo ci mówi jak można żyć.
Żeby inne i bogatsze,
Były odtąd twoje dni.
-Cóż on może chcieć ode mnie?
-Spróbuj w stronę głosu biec!
- Nie zna drogi, którą szedłem?
-Zna lecz sam miłością jest!
-Czemu we mnie? Jak i po co?
Miałby trwać sam wielki Bóg
Czemu z swoją wielką mocą
Nie znajdzie pokorniejszych sług.
We mnie już nie znajdziesz Boga
Od tak dawna próżny trud
Inna w środku jest osoba
Co rozpycha się za dwóch
Jestem ja i moje plany,
Moja duma i jeszcze- ja
Jak by miał być zakochany
We mnie, który się kocham sam.
A może wszystko to- to ciemność
I mgła co w środku sączy się
Czasem tak mocno to odczuwam
I smutno jest i mam się źle.
I dochodzi mnie głos jakiś
Nie wiem czyj i nie wiem co
Mówi do mnie, co mnie trapi
Że wcale nie rozumiem go
-Nie rozumiesz go czy nie chcesz?
Bo ci mówi jak można żyć.
Żeby inne i bogatsze,
Były odtąd twoje dni.
-Cóż on może chcieć ode mnie?
-Spróbuj w stronę głosu biec!
- Nie zna drogi, którą szedłem?
-Zna lecz sam miłością jest!
Piosenki musicalowe
Pieśń sławy
O czym myślimy? Dokąd dążymy- to sława! (sława)
Co nam będzie dane, za butny nasz temperament- sława! (sława)
Gdy obcy życia trud, a wszystkiego mamy w bród- to sława! (sława)
Gdy kariera i pieniądze i spełnione wszystkie żądze- to sława! (sława)
Lecz show to jest jedna rzecz
A reality druga
Ja chcę je złączyć w jedno
I musi mi się udać
Mam urodę i gust i gest (Ma urodę, gust, gest)
Więc sława pisana mi jest (Więc sława pisana mu jest)
O czym myślimy? Dokąd dążymy- to sława! (sława)
Co nam będzie dane, za butny nasz temperament- sława! (sława)
Gdy obcy życia trud, a wszystkiego mamy w bród- to sława! (sława)
Gdy kariera i pieniądze i spełnione wszystkie żądze- to sława! (sława)
Lecz show to jest jedna rzecz
A reality druga
Ja chcę je złączyć w jedno
I musi mi się udać
Mam urodę i gust i gest (Ma urodę, gust, gest)
Więc sława pisana mi jest (Więc sława pisana mu jest)
Uśmiechnij ten wszechświat!
Uśmiechnij ten wszechświat!
„Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
Zapachniało, zajaśniało wiosna, ach to ty
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty”
/Marek Grechuta/
Do nas przyszła spodziewanie, bo zgodnie z kalendarzem, tyle że wcale nie wraz z ciepłymi dniami, ale wprost przeciwnie- z zamieciami na przemian deszczowymi, śniegowymi i gradowymi. Zdaje się, że jeszcze długo będziemy zdejmować zmoknięte palto po przyjściu z krótkiego nawet spaceru…
Uwaga! Idziemy przez ten wiosenny świat ogłuszeni warstwami czapek i kapturów, z nosami w szalikach. Usta tak samo zakryte, a przez to… niejedno przecież może nam umknąć! Nie nakłaniam, żeby już zrezygnować z szalików, ale…
Pokonując trasę uczelnia- dom, przejeżdżam, bądź przechadzam most Trzebnicki (ten pomarańczowy). Dla mnie to prawdziwe meetingplace. A to brat franciszkanin z Antoniego, a to Judyta z rozwianym włosem, bo też przeważnie na rowerze, a to jakaś znajoma para, nie szukając daleko- Ala i Robert, a nawet czasem, krótka pogawędka z kimś dotąd nieznajomym. To uśmiech wyprzedza zawołanie „cześć” i towarzyszy zawiązywanej, choćby na chwilę rozmowie. Ten uśmiech zostaje jeszcze na jakiś czas po rozstaniu i wtedy cieszy nas wewnętrznie!
uśmiechnij ten wszechświat
uśmiechnij ten wszechświat
on czeka
a ty
go uśmiechaj
by
jak w zwierciadle
poczuć - że nagle
przez twój uśmiech tylko
uśmiecha się – wszystko
/Mateusz Kurcewicz/
I może to będzie ta chwila kiedy niebo zbłękitnieje i słońce wyjdzie zza chmur. Na razie „jest zimno i pada, i zimno i pada”(Kazik). Nikt nam jednak nie zabroni z nadzieją, która „zielona jest wiecznie jak sosna”(Oppman), patrzeć co rano przez okno i co wieczór na prognozy synoptyków…
Bo ona przyjdzie! Przyjdzie niedługo ze słodyczą fiołków, bzów, akacji, jaśminów…
Przebudzi się i dojrzeje, a gdy już to zrobi…nic tylko się zakochać!
(Chyba, że ktoś zrobił to zimą już wcześniej)
Już teraz możemy się zakochać się w świecie, „żyć z całych sił i uśmiechać się do ludzi”! (Dżem)
Może uda nam się „uśmiechnąć ten wszechświat”!
„Dzisiaj rano niespodzianie zapukała do mych drzwi
Wcześniej niż oczekiwałem przyszły te cieplejsze dni
Zdjąłem z niej zmoknięte palto, posadziłem vis a vis
Zapachniało, zajaśniało wiosna, ach to ty
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to ty”
/Marek Grechuta/
Do nas przyszła spodziewanie, bo zgodnie z kalendarzem, tyle że wcale nie wraz z ciepłymi dniami, ale wprost przeciwnie- z zamieciami na przemian deszczowymi, śniegowymi i gradowymi. Zdaje się, że jeszcze długo będziemy zdejmować zmoknięte palto po przyjściu z krótkiego nawet spaceru…
Uwaga! Idziemy przez ten wiosenny świat ogłuszeni warstwami czapek i kapturów, z nosami w szalikach. Usta tak samo zakryte, a przez to… niejedno przecież może nam umknąć! Nie nakłaniam, żeby już zrezygnować z szalików, ale…
Pokonując trasę uczelnia- dom, przejeżdżam, bądź przechadzam most Trzebnicki (ten pomarańczowy). Dla mnie to prawdziwe meetingplace. A to brat franciszkanin z Antoniego, a to Judyta z rozwianym włosem, bo też przeważnie na rowerze, a to jakaś znajoma para, nie szukając daleko- Ala i Robert, a nawet czasem, krótka pogawędka z kimś dotąd nieznajomym. To uśmiech wyprzedza zawołanie „cześć” i towarzyszy zawiązywanej, choćby na chwilę rozmowie. Ten uśmiech zostaje jeszcze na jakiś czas po rozstaniu i wtedy cieszy nas wewnętrznie!
uśmiechnij ten wszechświat
uśmiechnij ten wszechświat
on czeka
a ty
go uśmiechaj
by
jak w zwierciadle
poczuć - że nagle
przez twój uśmiech tylko
uśmiecha się – wszystko
/Mateusz Kurcewicz/
I może to będzie ta chwila kiedy niebo zbłękitnieje i słońce wyjdzie zza chmur. Na razie „jest zimno i pada, i zimno i pada”(Kazik). Nikt nam jednak nie zabroni z nadzieją, która „zielona jest wiecznie jak sosna”(Oppman), patrzeć co rano przez okno i co wieczór na prognozy synoptyków…
Bo ona przyjdzie! Przyjdzie niedługo ze słodyczą fiołków, bzów, akacji, jaśminów…
Przebudzi się i dojrzeje, a gdy już to zrobi…nic tylko się zakochać!
(Chyba, że ktoś zrobił to zimą już wcześniej)
Już teraz możemy się zakochać się w świecie, „żyć z całych sił i uśmiechać się do ludzi”! (Dżem)
Może uda nam się „uśmiechnąć ten wszechświat”!
Fraternitas numeru niepamiętam
Bez pasji nie ma wiary!
„- Musi pan zawsze pamiętać o pasji; bez pasji nie ma sztuki; sztuki nie ma bez ryzyka; trzeba w sobie wyostrzać zmysły, pielęgnować nerw, szał, dbać o to, żeby się wznieść ponad życie, gdzieś tam na granicy obłędu wyłapywać to, co stanowi esencję, to, co stanowi o dziele, a potem wracać- balansować i wracać; musi pan zawsze pamiętać, że w sztuce nie ma spokoju, jako artysta spokoju pan nie zazna nigdy, a wyrzec się świętej sztuki dla powszedniego spokoju jest zbrodnią.”
Tak o sztuce pisał Wojciech Kuczok w książce Gnój.
Nie będę tutaj dowodzić artyzmu literatury proponowanej przez Kuczoka, uniwersalności poruszanych przez niego problemów, przywoływanych całych kontekstów, czy takich jak powyższe, kilku zdań. (Jego twórczość jest w D. A. skądinąd znana- DKF- Pręgi, scenariusz) Gdyby jednak dokonać kilku podstawień w zaprezentowanym fragmencie….
Nie ze wszystkimi tekstami robię podobne rzeczy, a nawet z większością się nie da, ale (!) wstawmy w miejsce „sztuki” słowo „wiara”…
Jak tu się nie zgodzić, że „bez pasji nie ma wiary”? O tym, że „wiary nie ma bez ryzyka” możemy się dowiedzieć z publikacji duchownych. Czy nie to samo będzie z „wyrzeczeniem się świętej wiary”, czy nie traktujemy tego jak zbrodnię, wykroczenie, grzech?
Z braku miejsca na dalsze egzemplifikacje mojej tezy, zostawiam ogromne pole do polemiki. Zachęcam do odnajdywania przykładów własnych.
Choć przez myśl mi nie przeszło, żeby Gnój umieszczać pośród „książek z mojej duchowej kolekcji”, to może jednak w tym szaleństwie jest metoda…
„- Musi pan zawsze pamiętać o pasji; bez pasji nie ma sztuki; sztuki nie ma bez ryzyka; trzeba w sobie wyostrzać zmysły, pielęgnować nerw, szał, dbać o to, żeby się wznieść ponad życie, gdzieś tam na granicy obłędu wyłapywać to, co stanowi esencję, to, co stanowi o dziele, a potem wracać- balansować i wracać; musi pan zawsze pamiętać, że w sztuce nie ma spokoju, jako artysta spokoju pan nie zazna nigdy, a wyrzec się świętej sztuki dla powszedniego spokoju jest zbrodnią.”
Tak o sztuce pisał Wojciech Kuczok w książce Gnój.
Nie będę tutaj dowodzić artyzmu literatury proponowanej przez Kuczoka, uniwersalności poruszanych przez niego problemów, przywoływanych całych kontekstów, czy takich jak powyższe, kilku zdań. (Jego twórczość jest w D. A. skądinąd znana- DKF- Pręgi, scenariusz) Gdyby jednak dokonać kilku podstawień w zaprezentowanym fragmencie….
Nie ze wszystkimi tekstami robię podobne rzeczy, a nawet z większością się nie da, ale (!) wstawmy w miejsce „sztuki” słowo „wiara”…
Jak tu się nie zgodzić, że „bez pasji nie ma wiary”? O tym, że „wiary nie ma bez ryzyka” możemy się dowiedzieć z publikacji duchownych. Czy nie to samo będzie z „wyrzeczeniem się świętej wiary”, czy nie traktujemy tego jak zbrodnię, wykroczenie, grzech?
Z braku miejsca na dalsze egzemplifikacje mojej tezy, zostawiam ogromne pole do polemiki. Zachęcam do odnajdywania przykładów własnych.
Choć przez myśl mi nie przeszło, żeby Gnój umieszczać pośród „książek z mojej duchowej kolekcji”, to może jednak w tym szaleństwie jest metoda…
we Wrocławiu 1+1=2
Wrocławskie smaki
Gdyby by się przyjrzeć, aura nie wspomaga nas w sesji- niskie ciśnienie, niekorzystny biometr. Chciałoby się rzec, że nastrój li i jedynie do wykonywania działań prostych- spanie, jedzenie, spacerowanie, a jeśli czytanie, to czegoś nie na tyle zobowiązującego jak na przykład podręczniki akademickie.
Z pożywką dla ducha mam zaszczyt zaprezentować ciekawostkę Wrocławia- Marmurową Tablicę ku Czci Działań Prostych.
Widział ją każdy, kto odrobinę podniósł wzrok spacerując ul. Stare Jatki- to tam gdzie obecnie znajdują się małe galerie i sklepy z artykułami artystycznymi, a jeszcze kilka wieków temu krew zwierząt rzeźnych lała się strumieniem, zaraz przy Rynku.
Proste równanie w brązie : 1+1=2, a z jak bogatą historią! i z jakim ładunkiem znaczeń!
Zaprojektowana przez wrocławskiego artystę Eugeniusza Get- Stankiewicza, mającego pracownię w uroczym ‘Jasiu’, przy kościele św. Elżbiety, została wbudowana w załomek budynku przy ul. Stare Jatki dwudziestego czwartego grudnia 1978 roku. (Co roku z resztą, tego samego dnia, o godz. 14, artysta odsłania tablicę na nowo w towarzystwie przyjaciół.) Potem kolejno- w 1983 straciła ‘2’przez kogoś, kto ów wynik dobitnie zakwestionował, a ktoś inny dopisał ją na powrót sprayem. W 1984 rozbito Tablicę… na części. Po rekonwalescencji w Muzeum Narodowym we Wrocławiu powróciła na ścianę przy Jatkach w 1994 roku, a do tego została ozdobiona/ zabezpieczona złoconą kratą. Sama historia może nie jest aż tak ważna, ale świadomość, że z każdą dekadą- w latach ’70, ’80, ’90, a i w naszych ’00,Tablica…jest inaczej odbierana, jako taka, nie mówiąc już, że dla każdego kto koło niej nie przejdzie obojętnie, znaczy coś innego. Czyż ta prostota nawet, a zwłaszcza dla kogoś, kto o nic nie wie o pochodzeniu Tablicy…i losach, nie jest intrygująca? Jerzy Kocik- wrocławski matematyk stworzył genialną, choć dość skomplikowaną, rozprawę pt. Myśli przypadkowego przechodnia Tablicą ku Czci Działań Prostych sprowokowane. Z matematyką, przeplata się tam filozofia, logika i historia, bo przywoływane są autorytety rzędu Platona, Leibniza, czy Einsteina. Jak oni reagowaliby na to proste działanie. Autor również estetycznie nas zaczepia: „Więc przechodzisz przez bramę na Jatki, a tu pytania kosmiczne cię dopadają. Czy można 1 + 1 = 2 udowodnić?” Polecam każdemu! Całość można znaleźć w Internecie, a ja dla zachęty i do lektury i do rozmyślań, a choćby i do spaceru wrocławskimi Starymi Jatkami, gdzie czeka jeszcze wiele nie wspomnianych ciekawostek, przytoczę konkluzję artykułu pana Kocika:
A ja widzę to jak następuje: jeśli Stwórca światy które stworzył trzyma w swych piwnicach ładnie zakorkowane w butelkach, to na naszej butelce jest nalepka „1 + 1 = 2” by się z innymi nie myliła. I miłe to, że w naszej galaktyce, więcej — na naszej planecie, więcej — w moim mieście, mogę się przejść w niedzielę po starych ulicach i materialną reprezentację tej nalepki zobaczyć na własne oczy i metafizycznie się wzruszyć kosmicznymi jej powiązaniami.
Gdyby by się przyjrzeć, aura nie wspomaga nas w sesji- niskie ciśnienie, niekorzystny biometr. Chciałoby się rzec, że nastrój li i jedynie do wykonywania działań prostych- spanie, jedzenie, spacerowanie, a jeśli czytanie, to czegoś nie na tyle zobowiązującego jak na przykład podręczniki akademickie.
Z pożywką dla ducha mam zaszczyt zaprezentować ciekawostkę Wrocławia- Marmurową Tablicę ku Czci Działań Prostych.
Widział ją każdy, kto odrobinę podniósł wzrok spacerując ul. Stare Jatki- to tam gdzie obecnie znajdują się małe galerie i sklepy z artykułami artystycznymi, a jeszcze kilka wieków temu krew zwierząt rzeźnych lała się strumieniem, zaraz przy Rynku.
Proste równanie w brązie : 1+1=2, a z jak bogatą historią! i z jakim ładunkiem znaczeń!
Zaprojektowana przez wrocławskiego artystę Eugeniusza Get- Stankiewicza, mającego pracownię w uroczym ‘Jasiu’, przy kościele św. Elżbiety, została wbudowana w załomek budynku przy ul. Stare Jatki dwudziestego czwartego grudnia 1978 roku. (Co roku z resztą, tego samego dnia, o godz. 14, artysta odsłania tablicę na nowo w towarzystwie przyjaciół.) Potem kolejno- w 1983 straciła ‘2’przez kogoś, kto ów wynik dobitnie zakwestionował, a ktoś inny dopisał ją na powrót sprayem. W 1984 rozbito Tablicę… na części. Po rekonwalescencji w Muzeum Narodowym we Wrocławiu powróciła na ścianę przy Jatkach w 1994 roku, a do tego została ozdobiona/ zabezpieczona złoconą kratą. Sama historia może nie jest aż tak ważna, ale świadomość, że z każdą dekadą- w latach ’70, ’80, ’90, a i w naszych ’00,Tablica…jest inaczej odbierana, jako taka, nie mówiąc już, że dla każdego kto koło niej nie przejdzie obojętnie, znaczy coś innego. Czyż ta prostota nawet, a zwłaszcza dla kogoś, kto o nic nie wie o pochodzeniu Tablicy…i losach, nie jest intrygująca? Jerzy Kocik- wrocławski matematyk stworzył genialną, choć dość skomplikowaną, rozprawę pt. Myśli przypadkowego przechodnia Tablicą ku Czci Działań Prostych sprowokowane. Z matematyką, przeplata się tam filozofia, logika i historia, bo przywoływane są autorytety rzędu Platona, Leibniza, czy Einsteina. Jak oni reagowaliby na to proste działanie. Autor również estetycznie nas zaczepia: „Więc przechodzisz przez bramę na Jatki, a tu pytania kosmiczne cię dopadają. Czy można 1 + 1 = 2 udowodnić?” Polecam każdemu! Całość można znaleźć w Internecie, a ja dla zachęty i do lektury i do rozmyślań, a choćby i do spaceru wrocławskimi Starymi Jatkami, gdzie czeka jeszcze wiele nie wspomnianych ciekawostek, przytoczę konkluzję artykułu pana Kocika:
A ja widzę to jak następuje: jeśli Stwórca światy które stworzył trzyma w swych piwnicach ładnie zakorkowane w butelkach, to na naszej butelce jest nalepka „1 + 1 = 2” by się z innymi nie myliła. I miłe to, że w naszej galaktyce, więcej — na naszej planecie, więcej — w moim mieście, mogę się przejść w niedzielę po starych ulicach i materialną reprezentację tej nalepki zobaczyć na własne oczy i metafizycznie się wzruszyć kosmicznymi jej powiązaniami.
sesja
Od zera do bohatera!
Nie szkodzi, że w ciągu roku nie chodziłeś na zajęcia, wykłady przeleżałeś na ławce, a kolokwia zaliczałeś w drugim terminie, nie szkodzi również, jeśli przy tym, ściągałeś wiedzę podczas testów od innych, czy ze specjalnie przygotowanych materiałów małego formatu. Jeśli zadajesz sobie pytania: czy mogło być inaczej? Czemu postępowałeś właśnie tak?
Odpowiadam natychmiast, po to by sprawdzić się w sesji!
Z hasłem „od zera do bohatera!” zasiadasz nad książkami symultanicznie z chwilą, w której ktoś obudził Cię hasłem: „O Matko, za tydzień (2 tyg./3 dni/jutro/) egzamin!” .
To czy ci się uda można wyrazić stosunkiem 1:1, bo drugą ewentualnością jest to, że Ci się nie uda. Zawsze jednak- 50 % brzmi dumnie! I jakby nie było stanowi jakąś zachętę;)
Wspomniane zasiedzenie przerywasz tylko po to, żeby pójść na uczelnię i przelać uzyskane rezultaty naukowe na papier.
Ze znajomymi się nie spotykasz, nawet gdybyś (hipotetycznie rzecz biorąc) chciał, to oni i tak się uczą.
Wszystkie zajęcia pozauczelniane zostawiłeś na po sesji, to samo z tymi bardziej formalnymi sprawami- opłaty, rozmowa z właścicielem mieszkania.
Nie pijesz nic oprócz kawy. (pamiętaj, żeby uzupełniać magnez w organizmie, choćby tabletkami! )
Nie musisz co rano ścielić łóżka, wszak wcale z niego nie korzystasz
Korzystając z tego okresu zabiegania i zasiedzenia naukowego, spróbujmy pochylić się nad pytaniem, które nurtuje, idę o zakład, każdego studenta:
Po co nam sesja? Poniżej przedstawię proponowane przez ankietowanych (via gadu-gadu) odpowiedzi, do których można się ustosunkować poświęcając pytaniu wyjściowemu chwilę refleksji.
A- po to by urozmaicić życie studenckie, odpocząć trochę od balowania/ pracy, jeśli weźmiemy „urlop naukowy”
B- aby wykładowca wiedział, czy może poczuć się spełniony wobec swoich zamierzeń względem studentów
C-po to żeby wykładowcy mogli się odegrać za to, że ich nie słuchaliśmy cały semestr
D- po co nam noc? byśmy mogli dzień docenić! a sesja ?by docenić czas, który nadchodzi po niej
E- sam nie wiem, sesja to "naukowy gwałt”, po egzaminach, nawet dobrze napisanych, w głowie i tak nic nie zostaje, a jeśli zostaje to ile?
Można też zaproponować własną wersję.
Ja proponuję zgodnie z hasłem tytułowym- po to, żeby sprawdzić siebie. Nie mam jednak na myśli tego, czy jesteśmy w stanie „od zera do bohatera” nauczyć się, zdać i zapomnieć. Pod ‘bohaterstwem’ niech kryje się odpowiedzialność za nasze decyzje podejmowane w ciągu roku względem zajęć, kolokwiów i projektów, a także umiejętność wewnętrznego motywowania się do podejmowania wyzwań jakie stawia przed nami ten czas.
Powodzenia życzę wszystkim mocującym się z egzaminami i zaliczeniami, również tym- a może przede wszystkim tym, którzy w ciągu roku pracowali solidnie- ciężko, a może i z pasją?
PS- wpisy do indeksu są jak Pokemony. Zbierz je wszystkie!
Nie szkodzi, że w ciągu roku nie chodziłeś na zajęcia, wykłady przeleżałeś na ławce, a kolokwia zaliczałeś w drugim terminie, nie szkodzi również, jeśli przy tym, ściągałeś wiedzę podczas testów od innych, czy ze specjalnie przygotowanych materiałów małego formatu. Jeśli zadajesz sobie pytania: czy mogło być inaczej? Czemu postępowałeś właśnie tak?
Odpowiadam natychmiast, po to by sprawdzić się w sesji!
Z hasłem „od zera do bohatera!” zasiadasz nad książkami symultanicznie z chwilą, w której ktoś obudził Cię hasłem: „O Matko, za tydzień (2 tyg./3 dni/jutro/) egzamin!” .
To czy ci się uda można wyrazić stosunkiem 1:1, bo drugą ewentualnością jest to, że Ci się nie uda. Zawsze jednak- 50 % brzmi dumnie! I jakby nie było stanowi jakąś zachętę;)
Wspomniane zasiedzenie przerywasz tylko po to, żeby pójść na uczelnię i przelać uzyskane rezultaty naukowe na papier.
Ze znajomymi się nie spotykasz, nawet gdybyś (hipotetycznie rzecz biorąc) chciał, to oni i tak się uczą.
Wszystkie zajęcia pozauczelniane zostawiłeś na po sesji, to samo z tymi bardziej formalnymi sprawami- opłaty, rozmowa z właścicielem mieszkania.
Nie pijesz nic oprócz kawy. (pamiętaj, żeby uzupełniać magnez w organizmie, choćby tabletkami! )
Nie musisz co rano ścielić łóżka, wszak wcale z niego nie korzystasz
Korzystając z tego okresu zabiegania i zasiedzenia naukowego, spróbujmy pochylić się nad pytaniem, które nurtuje, idę o zakład, każdego studenta:
Po co nam sesja? Poniżej przedstawię proponowane przez ankietowanych (via gadu-gadu) odpowiedzi, do których można się ustosunkować poświęcając pytaniu wyjściowemu chwilę refleksji.
A- po to by urozmaicić życie studenckie, odpocząć trochę od balowania/ pracy, jeśli weźmiemy „urlop naukowy”
B- aby wykładowca wiedział, czy może poczuć się spełniony wobec swoich zamierzeń względem studentów
C-po to żeby wykładowcy mogli się odegrać za to, że ich nie słuchaliśmy cały semestr
D- po co nam noc? byśmy mogli dzień docenić! a sesja ?by docenić czas, który nadchodzi po niej
E- sam nie wiem, sesja to "naukowy gwałt”, po egzaminach, nawet dobrze napisanych, w głowie i tak nic nie zostaje, a jeśli zostaje to ile?
Można też zaproponować własną wersję.
Ja proponuję zgodnie z hasłem tytułowym- po to, żeby sprawdzić siebie. Nie mam jednak na myśli tego, czy jesteśmy w stanie „od zera do bohatera” nauczyć się, zdać i zapomnieć. Pod ‘bohaterstwem’ niech kryje się odpowiedzialność za nasze decyzje podejmowane w ciągu roku względem zajęć, kolokwiów i projektów, a także umiejętność wewnętrznego motywowania się do podejmowania wyzwań jakie stawia przed nami ten czas.
Powodzenia życzę wszystkim mocującym się z egzaminami i zaliczeniami, również tym- a może przede wszystkim tym, którzy w ciągu roku pracowali solidnie- ciężko, a może i z pasją?
PS- wpisy do indeksu są jak Pokemony. Zbierz je wszystkie!
Czytania
On, ona- czyta, ja- słucham.
W zależności od charakteru studiów książki albo nielicznie zdobią półki, albo piętrzą się stosami na podłodze (w grę wchodzi również miejsce zamieszkania).W ferworze czytelnictwa naukowego o klasykach łatwo zapomnieć a nowości łatwo zignorować . Z resztą, już wystarczająco męczymy wzrok w ciągu dnia żeby podniecały nas jakiekolwiek zadrukowane powierzchnie. Jest na to sposób!
Studentów nie obejmuje już akcja „Cała Polska czyta dzieciom” i nikt nawet nie stara się aby głośno nam czytać „przynajmniej 20 min dziennie”. Szczytne cele, które przyświecają temu przedsięwzięciu, m. in.: rozwój emocjonalny, rozwój pamięci i wyobraźni, a ponad to przyjemność, nie dezaktualizują się w związku z naszym pionem wiekowym.
Możemy zacząć od najprostszych sposobów: audiobook (książka mówiona), którą wydaną w formacie MP3, możemy mieć zawsze przy sobie i odsłuchiwać czy to w tramwaju, czy podczas spaceru, czy nawet jadąc na rowerze. Pod warunkiem jednak, że nie stracimy kontaktu ze światem z powodu genialnej interpretacji tekstu!(Polecam "Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala! Czyta Kazimierz Kaczor).
Jeszcze przyjemniejsze mogą być wieczory w ten sposób umilane na stancjach, czy w rodzinnych domach (znów powrót do motywu dziecięctwa). Może warto spróbować czy to po wspólnym posiłku, czy przed snem.
Trzecią drogą, tu ostatnią, jest czytanie dramatu, które odbywają się dwukrotnie w poniedziałki każdego miesiąca, w dwu miejscach: w Klubie Jazzowym Rura oraz na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. W godzinach wieczornych aktorzy Teatrów: Współczesnego i Polskiego, przy minimalnej choreografii i scenografii odtwarzają dramat ze skryptów ale zawsze pod okiem reżysera. Efekty potrafią zadziwić za każdym razem!
Polecam śledzić strony www.centrala71.pl oraz www.teatrpolski.wroc.pl/poniedzialki.php
i do zobaczenia!
W zależności od charakteru studiów książki albo nielicznie zdobią półki, albo piętrzą się stosami na podłodze (w grę wchodzi również miejsce zamieszkania).W ferworze czytelnictwa naukowego o klasykach łatwo zapomnieć a nowości łatwo zignorować . Z resztą, już wystarczająco męczymy wzrok w ciągu dnia żeby podniecały nas jakiekolwiek zadrukowane powierzchnie. Jest na to sposób!
Studentów nie obejmuje już akcja „Cała Polska czyta dzieciom” i nikt nawet nie stara się aby głośno nam czytać „przynajmniej 20 min dziennie”. Szczytne cele, które przyświecają temu przedsięwzięciu, m. in.: rozwój emocjonalny, rozwój pamięci i wyobraźni, a ponad to przyjemność, nie dezaktualizują się w związku z naszym pionem wiekowym.
Możemy zacząć od najprostszych sposobów: audiobook (książka mówiona), którą wydaną w formacie MP3, możemy mieć zawsze przy sobie i odsłuchiwać czy to w tramwaju, czy podczas spaceru, czy nawet jadąc na rowerze. Pod warunkiem jednak, że nie stracimy kontaktu ze światem z powodu genialnej interpretacji tekstu!(Polecam "Obsługiwałem angielskiego króla" Bohumila Hrabala! Czyta Kazimierz Kaczor).
Jeszcze przyjemniejsze mogą być wieczory w ten sposób umilane na stancjach, czy w rodzinnych domach (znów powrót do motywu dziecięctwa). Może warto spróbować czy to po wspólnym posiłku, czy przed snem.
Trzecią drogą, tu ostatnią, jest czytanie dramatu, które odbywają się dwukrotnie w poniedziałki każdego miesiąca, w dwu miejscach: w Klubie Jazzowym Rura oraz na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. W godzinach wieczornych aktorzy Teatrów: Współczesnego i Polskiego, przy minimalnej choreografii i scenografii odtwarzają dramat ze skryptów ale zawsze pod okiem reżysera. Efekty potrafią zadziwić za każdym razem!
Polecam śledzić strony www.centrala71.pl oraz www.teatrpolski.wroc.pl/poniedzialki.php
i do zobaczenia!
Święto Wszystkich Świętych
Niech będą z nami Wszyscy Święci…
/z fragmentami wiersza Danuty Wawiłow/
Na Marszałkowskiej,
na Kanoniczej
palą się znicze…
Pierwszy dzień listopada jest w Polsce dniem wolnym od pracy, nie ma również zajęć na uczelniach i młodzież studencka wyrusza pociągami na wszystkie strony świata aby zobaczyć się ze swoimi rodzinami i razem z nimi czcić pamięć bliskich, którzy odeszli:
Kwitną zniczami
ciemne chodniki.
Jesienne kwiaty,
błędne ogniki,
palą się znicze.
Mieszkający we Wrocławiu też często muszą udać się by dopełnić tradycji w innych częściach Polski skąd pochodzą oni sami, bądź rodzina.( szczęśliwie jeszcze nie spopularyzowały się wirtualne cmentarze….)
Dziesiątki, setki,
tysiące zniczy...
Nikt ich nie zliczy.
Od żywej ziemi,
od ciepłej ziem,
tym którzy w ogniu dla niej płonęli,
tym co zginęli w mroku i dymie
i nie wiesz nawet jak im na imię.
Składając wieńce, zapalając znicze w ciepłych słowach przywołujemy ulotne wspomnienia…pamiętając o zmarłych nie pozwalamy im odejść i nie powiedziałabym, że dajemy im nowe życie…ale po prostu taką małą nieśmiertelność(modląc się jednocześnie o tę wielką: życie wieczne dla nich)
Czy nie jest dobrze w tym miejscu również zastanowić się nad czasem, który poświęcamy naszym bliskim, czy nie za mało, czy nie nazbyt arogancko? Może warto częściej zapewnić ich całusem o stałej miłości, może warto przeprosić za wyrządzoną przykrość czy w gniewie rzucone słowo? Dbajmy o naszych rodziców, ukochanych, przyjaciół, przecież „tak szybko odchodzą”....
Podczas wspólnego wieczornego spaceru po cmentarzu otula nas ta mgła jesienna, ogrzewa ciepło milionów małych ogników, ilustracji ognia naszych serc i choć mróz listopadowy szczypie w nosy i drętwieją nam palce to nie zimno często wyciska nam z oczu słone krople.
Palą się znicze.
Przechodzą ludzie,
schylają głowy.
Wśród żółtych liści
listopadowych
palą się znicze…
/z fragmentami wiersza Danuty Wawiłow/
Na Marszałkowskiej,
na Kanoniczej
palą się znicze…
Pierwszy dzień listopada jest w Polsce dniem wolnym od pracy, nie ma również zajęć na uczelniach i młodzież studencka wyrusza pociągami na wszystkie strony świata aby zobaczyć się ze swoimi rodzinami i razem z nimi czcić pamięć bliskich, którzy odeszli:
Kwitną zniczami
ciemne chodniki.
Jesienne kwiaty,
błędne ogniki,
palą się znicze.
Mieszkający we Wrocławiu też często muszą udać się by dopełnić tradycji w innych częściach Polski skąd pochodzą oni sami, bądź rodzina.( szczęśliwie jeszcze nie spopularyzowały się wirtualne cmentarze….)
Dziesiątki, setki,
tysiące zniczy...
Nikt ich nie zliczy.
Od żywej ziemi,
od ciepłej ziem,
tym którzy w ogniu dla niej płonęli,
tym co zginęli w mroku i dymie
i nie wiesz nawet jak im na imię.
Składając wieńce, zapalając znicze w ciepłych słowach przywołujemy ulotne wspomnienia…pamiętając o zmarłych nie pozwalamy im odejść i nie powiedziałabym, że dajemy im nowe życie…ale po prostu taką małą nieśmiertelność(modląc się jednocześnie o tę wielką: życie wieczne dla nich)
Czy nie jest dobrze w tym miejscu również zastanowić się nad czasem, który poświęcamy naszym bliskim, czy nie za mało, czy nie nazbyt arogancko? Może warto częściej zapewnić ich całusem o stałej miłości, może warto przeprosić za wyrządzoną przykrość czy w gniewie rzucone słowo? Dbajmy o naszych rodziców, ukochanych, przyjaciół, przecież „tak szybko odchodzą”....
Podczas wspólnego wieczornego spaceru po cmentarzu otula nas ta mgła jesienna, ogrzewa ciepło milionów małych ogników, ilustracji ognia naszych serc i choć mróz listopadowy szczypie w nosy i drętwieją nam palce to nie zimno często wyciska nam z oczu słone krople.
Palą się znicze.
Przechodzą ludzie,
schylają głowy.
Wśród żółtych liści
listopadowych
palą się znicze…
Wyrwij mnie i wyzwól
Wyrwij mnie i wyzwól
Nakłoń ku mnie swe ucho
I ocal mnie.
/Psalm 71/
Psalm to pieśń religijna o podniosłym charakterze, element Eucharystii, w którym oddajemy cześć Bogu, odbiorcy próśb, dawcy prawa i mądrości. Może w nich tkwi podpowiedz jak rozmawiać z Bogiem kiedy nie potrafimy odnaleźć odpowiednich słów w modlitwie, czy to z bezgranicznego szczęścia, czy z poczucia zupełnej beznadziei?
Z którym z Nich, chcesz rozmawiać w tej chwili? Może chcesz dziękować swym śpiewem dawcy prawa, może uwielbić Mądrość Nieskończoną, a może dusisz się w duszy i chcesz się mu z ufnością powierzyć?
Nie potrzeba więcej słów niż trzy początkowe wersy i cztery końcowe.
Kto się w opiekę odda Panu Swemu,
A całym sercem szczerze ufa Jemu,
Śmiele rzec może: Mam obrońcę Boga,
Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga.
/Psalm 90/
Nakłoń ku mnie swe ucho
I ocal mnie.
/Psalm 71/
Psalm to pieśń religijna o podniosłym charakterze, element Eucharystii, w którym oddajemy cześć Bogu, odbiorcy próśb, dawcy prawa i mądrości. Może w nich tkwi podpowiedz jak rozmawiać z Bogiem kiedy nie potrafimy odnaleźć odpowiednich słów w modlitwie, czy to z bezgranicznego szczęścia, czy z poczucia zupełnej beznadziei?
Z którym z Nich, chcesz rozmawiać w tej chwili? Może chcesz dziękować swym śpiewem dawcy prawa, może uwielbić Mądrość Nieskończoną, a może dusisz się w duszy i chcesz się mu z ufnością powierzyć?
Nie potrzeba więcej słów niż trzy początkowe wersy i cztery końcowe.
Kto się w opiekę odda Panu Swemu,
A całym sercem szczerze ufa Jemu,
Śmiele rzec może: Mam obrońcę Boga,
Nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga.
/Psalm 90/
Tylko zimy żal... ?
Tylko zimy żal... ?
„Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!/ Szczypie w nosy, szczypie w uszy/ Mroźnym śniegiem w oczy prószy,/ Wichrem w polu gna! Nasza zima zła!”
Tak mogła pisać Maria Konopnicka jak zimy jeszcze do Polski przychodziły…Teraz nawet w górach trzeba inwestować w sztuczne naśnieżanie! Rodzi się więc pytanie: Kto teraz zaskoczy drogowców? I następne: Gdzie podzieją się poeci ze swoimi zimowymi wierszami, w których śnieg występuje w roli głównej?
Wspomnijmy tu choćby dla przykładu: „Trzeba teraz w śnieg uwierzyć
I tym śniegiem się ośnieżyć” Bolesława Leśmiana, „Zawieję w Michigan”, gdzie„zapada serce w śnieg” Edwarda Stachury. Dołącza go grona Marek Grechuta ze swoją „Zadymką”, a tam: „Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg” oraz „Rozmowa liryczna” K.I. Gałczyńskiego (ta jest już przekrojowa przez wszystkie pory roku a jednak!): „- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.”
(Wiele z powyższych doczekało się ścieżki dźwiękowej, którą polecam z całą odpowiedzialnością na długie wieczory przy herbacie.)
Udzielamy gościny tym wierszom i poetom, jednocześnie przedstawiając następne wątpliwości: Czy my na pewno chcemy, żeby przyszła zima, z nieodłącznym szczypaniem w uszy, wielowarstwową garderobą, skrobaniem szyb samochodowych, zaspami na ulicach i chodnikami, czekającymi tylko aż ktoś się poślizgnie…
Pragmatykom stan obecny zapewne odpowiada, lecz każdy idealista, dopóki się nie spełni zima prawdziwa, będzie za nią tęskne łzy wylewał słuchając części czwartej słynnego, poczciwego Vivaldiego…
„Hu! Hu! Ha! Nasza zima zła!/ Szczypie w nosy, szczypie w uszy/ Mroźnym śniegiem w oczy prószy,/ Wichrem w polu gna! Nasza zima zła!”
Tak mogła pisać Maria Konopnicka jak zimy jeszcze do Polski przychodziły…Teraz nawet w górach trzeba inwestować w sztuczne naśnieżanie! Rodzi się więc pytanie: Kto teraz zaskoczy drogowców? I następne: Gdzie podzieją się poeci ze swoimi zimowymi wierszami, w których śnieg występuje w roli głównej?
Wspomnijmy tu choćby dla przykładu: „Trzeba teraz w śnieg uwierzyć
I tym śniegiem się ośnieżyć” Bolesława Leśmiana, „Zawieję w Michigan”, gdzie„zapada serce w śnieg” Edwarda Stachury. Dołącza go grona Marek Grechuta ze swoją „Zadymką”, a tam: „Senność gęsta jak śnieg i krążąca jak śnieg” oraz „Rozmowa liryczna” K.I. Gałczyńskiego (ta jest już przekrojowa przez wszystkie pory roku a jednak!): „- Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.”
(Wiele z powyższych doczekało się ścieżki dźwiękowej, którą polecam z całą odpowiedzialnością na długie wieczory przy herbacie.)
Udzielamy gościny tym wierszom i poetom, jednocześnie przedstawiając następne wątpliwości: Czy my na pewno chcemy, żeby przyszła zima, z nieodłącznym szczypaniem w uszy, wielowarstwową garderobą, skrobaniem szyb samochodowych, zaspami na ulicach i chodnikami, czekającymi tylko aż ktoś się poślizgnie…
Pragmatykom stan obecny zapewne odpowiada, lecz każdy idealista, dopóki się nie spełni zima prawdziwa, będzie za nią tęskne łzy wylewał słuchając części czwartej słynnego, poczciwego Vivaldiego…
kolejny artykuł z archiwum publikacji
Czy masz prawo do „prawka”?
Szlaki Wszystkich Świętych zaprowadziły mnie, jak i dużą część studentów, poza granice Wrocławia, do miejscowości oddalonej o 50 km w kierunku Poznania. Z resztą, gdziekolwiek byśmy się nie wybierali za miasto, mógł nas uderzyć widok następujący- krzyżyki przydrożne i bijące od nich ciepło zostawionych zniczy. Same krzyżyki, może dobrze nam znane- przy fragmencie drogi, którą przejeżdżamy raz w tygodniu, przy ostrzejszych zakrętach, itp.-dzięki światełkom pamięci nabierają innego charakteru mijane mglistą listopadową nocą.
Jaką mogą mieć funkcje? Może mają coś wspólnego z krzyżami pokutno-pojednawczymi, które spotykało się w średniowieczu. Może są wyrazem pamięci o ofiarach tragicznych wydarzeń drogowych. Dla mnie jednak niczym światło słonecznego dnia jasna jest przestroga jaką niosą- na drogach asfaltowych tego świata giną ludzie i jeśli ty nie zachowasz ostrożności, nie masz wystarczających umiejętności, dasz się skusić na łamanie przepisów to skończysz podobnie.
W Polsce co roku w wypadkach drogowych ginie ponad 5 tys. Rannych zostaje dziesięciokrotnie więcej. Ponad tysiąc osób (z tych 5 tys.)to ludzie młodzi. W ub. roku młodzi ludzie, w wieku 18-24 lat, spowodowali ponad 7 tys. wypadków samochodowych, w których zginęło 860 osób, a motocykliści - 337, w których było 64 ofiary śmiertelne.
Natchnienie z drogi, którą przemierzałam, żeby odwiedzić bliskich zmarłych przerodziło się w perorę. I dobrze! Może zastanowimy się nad tym czy naprawdę umiemy sobie radzić za kółkiem zanim zaczniemy narzekać, że już trzeci, czy czwarty raz podchodzimy do egzaminu praktycznego na prawo jazdy. Może zdejmiemy nogę z gazu, chociaż droga jest prosta, a teren niezabudowany. Może zrezygnujemy z wyprzedzania. Może odpuścimy sobie rozmowy telefoniczne, czy smsowanie w trakcie jazdy oraz inne nieznaczne łamanie przepisów- nakaz włączonych świateł, piwko przed podróżą, jazda pod prąd jednokierunkowymi drogami…
Nie będę więcej wyliczać, powyższe są najpowszechniejsze. Powiem tylko, bez zagłębiania się w motyw predestynacji, że w czasie wakacji w wypadku tragicznie zmarł mój przyjaciel. Miał 21 lat i świat do niego należał, jak do każdego młodego człowieka. Nikomu nie życzę przeżyć z tym związanych, odczuć, które miotają się w rodzicach, bliskich, przyjaciołach, jeszcze długo po tym jak niejeden znicz przy przydrożnym krzyżyku się wypali.
Bądźmy raczej odpowiedzialni!
Szlaki Wszystkich Świętych zaprowadziły mnie, jak i dużą część studentów, poza granice Wrocławia, do miejscowości oddalonej o 50 km w kierunku Poznania. Z resztą, gdziekolwiek byśmy się nie wybierali za miasto, mógł nas uderzyć widok następujący- krzyżyki przydrożne i bijące od nich ciepło zostawionych zniczy. Same krzyżyki, może dobrze nam znane- przy fragmencie drogi, którą przejeżdżamy raz w tygodniu, przy ostrzejszych zakrętach, itp.-dzięki światełkom pamięci nabierają innego charakteru mijane mglistą listopadową nocą.
Jaką mogą mieć funkcje? Może mają coś wspólnego z krzyżami pokutno-pojednawczymi, które spotykało się w średniowieczu. Może są wyrazem pamięci o ofiarach tragicznych wydarzeń drogowych. Dla mnie jednak niczym światło słonecznego dnia jasna jest przestroga jaką niosą- na drogach asfaltowych tego świata giną ludzie i jeśli ty nie zachowasz ostrożności, nie masz wystarczających umiejętności, dasz się skusić na łamanie przepisów to skończysz podobnie.
W Polsce co roku w wypadkach drogowych ginie ponad 5 tys. Rannych zostaje dziesięciokrotnie więcej. Ponad tysiąc osób (z tych 5 tys.)to ludzie młodzi. W ub. roku młodzi ludzie, w wieku 18-24 lat, spowodowali ponad 7 tys. wypadków samochodowych, w których zginęło 860 osób, a motocykliści - 337, w których było 64 ofiary śmiertelne.
Natchnienie z drogi, którą przemierzałam, żeby odwiedzić bliskich zmarłych przerodziło się w perorę. I dobrze! Może zastanowimy się nad tym czy naprawdę umiemy sobie radzić za kółkiem zanim zaczniemy narzekać, że już trzeci, czy czwarty raz podchodzimy do egzaminu praktycznego na prawo jazdy. Może zdejmiemy nogę z gazu, chociaż droga jest prosta, a teren niezabudowany. Może zrezygnujemy z wyprzedzania. Może odpuścimy sobie rozmowy telefoniczne, czy smsowanie w trakcie jazdy oraz inne nieznaczne łamanie przepisów- nakaz włączonych świateł, piwko przed podróżą, jazda pod prąd jednokierunkowymi drogami…
Nie będę więcej wyliczać, powyższe są najpowszechniejsze. Powiem tylko, bez zagłębiania się w motyw predestynacji, że w czasie wakacji w wypadku tragicznie zmarł mój przyjaciel. Miał 21 lat i świat do niego należał, jak do każdego młodego człowieka. Nikomu nie życzę przeżyć z tym związanych, odczuć, które miotają się w rodzicach, bliskich, przyjaciołach, jeszcze długo po tym jak niejeden znicz przy przydrożnym krzyżyku się wypali.
Bądźmy raczej odpowiedzialni!
A czego ty chcesz?
A czego ty chcesz?
Teraz, kiedy został nam przeznaczony czas, abyśmy zastanowili się nad kondycją własnego serca, możemy poszerzyć horyzont rozmyślań o to, czy nasze serce, czy my, zajmujemy się rzeczami ważnymi. A może nasze serca poświęcają się błahostkom, może spalają się w gonitwie o nic? Nie jest to tekst, z założenia demotywujący, ale rozważ za Grzegorzem Turnauem:
Uno momento mortis
nim napiszesz wiersz
pomyśl i zważ
jak dalece słuszny to krok
i czy naprawdę masz czas
żeby pisać wiersz
żeby pisać wiersz
może raczej wstań
może lepiej leż
literatura jest piękna i bez
podobnie jak ten
dogasający już dzień
i gęstniejący już mrok
zanim doliczysz do stu
dawno zapomnisz o dniu
zanim doliczysz do stu
nim wykonasz pieśń
pomyśl i sprawdź
czy nie piękniej zrobi to szpak
i czy w ogóle jest sens
wykonywać pieśń
wykonywać pieśń
może raczej śpij
może lepiej patrz
twe obyczaje są łagodne i tak
przeciwnie niż ten
dogasający już sen
i patetyczny nasz świat
zanim doliczysz do trzech
dawno zapomnisz i mnie
zanim doliczysz do trzech
nim napiszesz wiersz
pomyśl i zważ
jak dalece słuszny to krok
i czy naprawdę masz czas
żeby pisać wiersz
żeby pisać wiersz
Do tego dość cyniczny w ustach przyszłego polonisty, któremu zazwyczaj przeznaczone jest, żyć z czytania i pisania, tekst Tomasza Cymermana ze sztuki Gospel:
"Człowiek napisał już tyle książek, czy tego wszystkiego, tyle przekazów, że nic się nie chce. A czego ty chcesz? Tego nawet nie umiesz wyrazić, bo kiedy to mówisz, to staje się trywialne, wszystko trywialne, płaskie i puste, więc może po prostu wystarczy czysty przekaz, jeden do jeden, że ściana to ściana, fotel to fotel, bekon to bekon, a koniak to koniak."
Nie trzeba się ograniczać w zwątpieniu, podważaniu, naganie sensu jedynie do artystycznych aktów kreacyjnych, jak układanie pieśni, wierszy, czy całych książek. Niech myśl ogarnie wszystko- zauroczenia, kompleksy, wydatki, złości i radości. Nie zabijamy się w walce o banały, nie spalajmy serc dla czegoś czym one nie potrafią, bądź nie chcą żyć. Nie dajmy rozpłynąć się wielkim sprawom, rozmienić ich na drobne.
Może czas powiedzieć: „Niech spłonie wszystko letnie w prawdziwym gorącu!” bo „jeśli piąć się to tylko szczytem, jeśli szumieć to wichrem halnym...”
Teraz, kiedy został nam przeznaczony czas, abyśmy zastanowili się nad kondycją własnego serca, możemy poszerzyć horyzont rozmyślań o to, czy nasze serce, czy my, zajmujemy się rzeczami ważnymi. A może nasze serca poświęcają się błahostkom, może spalają się w gonitwie o nic? Nie jest to tekst, z założenia demotywujący, ale rozważ za Grzegorzem Turnauem:
Uno momento mortis
nim napiszesz wiersz
pomyśl i zważ
jak dalece słuszny to krok
i czy naprawdę masz czas
żeby pisać wiersz
żeby pisać wiersz
może raczej wstań
może lepiej leż
literatura jest piękna i bez
podobnie jak ten
dogasający już dzień
i gęstniejący już mrok
zanim doliczysz do stu
dawno zapomnisz o dniu
zanim doliczysz do stu
nim wykonasz pieśń
pomyśl i sprawdź
czy nie piękniej zrobi to szpak
i czy w ogóle jest sens
wykonywać pieśń
wykonywać pieśń
może raczej śpij
może lepiej patrz
twe obyczaje są łagodne i tak
przeciwnie niż ten
dogasający już sen
i patetyczny nasz świat
zanim doliczysz do trzech
dawno zapomnisz i mnie
zanim doliczysz do trzech
nim napiszesz wiersz
pomyśl i zważ
jak dalece słuszny to krok
i czy naprawdę masz czas
żeby pisać wiersz
żeby pisać wiersz
Do tego dość cyniczny w ustach przyszłego polonisty, któremu zazwyczaj przeznaczone jest, żyć z czytania i pisania, tekst Tomasza Cymermana ze sztuki Gospel:
"Człowiek napisał już tyle książek, czy tego wszystkiego, tyle przekazów, że nic się nie chce. A czego ty chcesz? Tego nawet nie umiesz wyrazić, bo kiedy to mówisz, to staje się trywialne, wszystko trywialne, płaskie i puste, więc może po prostu wystarczy czysty przekaz, jeden do jeden, że ściana to ściana, fotel to fotel, bekon to bekon, a koniak to koniak."
Nie trzeba się ograniczać w zwątpieniu, podważaniu, naganie sensu jedynie do artystycznych aktów kreacyjnych, jak układanie pieśni, wierszy, czy całych książek. Niech myśl ogarnie wszystko- zauroczenia, kompleksy, wydatki, złości i radości. Nie zabijamy się w walce o banały, nie spalajmy serc dla czegoś czym one nie potrafią, bądź nie chcą żyć. Nie dajmy rozpłynąć się wielkim sprawom, rozmienić ich na drobne.
Może czas powiedzieć: „Niech spłonie wszystko letnie w prawdziwym gorącu!” bo „jeśli piąć się to tylko szczytem, jeśli szumieć to wichrem halnym...”
Fraternitas nr 99
Angelologia i dal…
Święta Wielkanocne- czas rewolucji serc, i u mnie zrobiły trochę zamieszania. Postanowiłam się nie spieszyć, podejmując walkę z niecierpliwością: jeździć wolniej, czasem nawet spacerować, postać w kolejkach (też w ramach ćwiczeń praktycznych), obywając się bez głębokiego oddychania i liczenia do dziesięciu; odbyć kilka przyjacielskich wizyt, które odkładałam jak ciężki obowiązek bez palącego terminu- na potem. Był to też dla mnie czas wzmożonej lektury. Książki całkiem ładnie komponowały się pomiędzy kolejnymi Liturgiami i pieczeniem ciast. Zastosowana przez święta hierarchia - czas dla ducha, czas dla rozumu, czas dla ciała- wyszła mi na zdrowie i nie mogę marudzić. Przyjęcie jej jednak w skali makro byłoby dostępne dla mnie tylko w komplecie z włożeniem habitu…
Wśród tomów, które odkurzyłam była, między innymi, poezja Jana Twardowskiego, którego już 3. rocznica śmierci przypadła na 18 stycznia. Tam jak zawsze: Pan Bóg, dużo słońca, biedronek i reszty przyrody, dziecięctwa, pokory, miłości i aniołów. Stąd ta dzisiejsza angelologia. Nie taka zwyczajna czy ogólna (choć pokusa była), ale ta z perspektywy serca i krzyża:
„Powtarzamy: Jezus się ukazał świętej Małgorzacie wizytce i skarżył się, że jest nie kochany, że jest samotny, opuszczony. Tymczasem stale nam mówią: nie skarż się, że nikt cię nie kocha, nie opowiadaj, że jesteś sam, nie mów, że o tobie nie pamiętają- byłeś ty sam pamiętał o innych.
Oczywiście, Jezus zawsze kocha bez wzajemności. Nawet najwięksi święci niepokoili się, oddalając się od niego, nie potrafili wielbić go tak jak aniołowie w niebie. Jakże jednak wzruszające jest to, że Jezus objawił swoje ludzkie serce.
Serce ludzkie jest wielkie i słabe, zdolne do ogromnych poświęceń , a jednocześnie spragnione miłości, dobroci, życzliwości. Dlatego Anioł nie ma serca, że jest w nim tylko to co wielkie. Słabość ludzkiego serca jest niedoskonałością. Jezus przyjął jednak ludzkie serce, żebyśmy się nie wstydzili słabości naszych serc.” Tym tekstem chciałam się podzielić. Tu jest serce, które zaledwie kilka dni temu zostało przebite włócznią i równocześnie uosobienie miłości niekochanej. Towarzyszące mu z jednej strony- smutna skarga, wezwanie kierowane do nas wszystkich- czy święci, czy mniej, a z drugiej- pocieszenie i nadzieja dla naszych serc, tak bardzo ludzkich, aż czasem nieludzkich...
Bezsilna wobec strumienia własnej świadomości, który zaczął mi płatać angelologiczne figle, zadaję zaraz przed ostateczną kropką pytanie: czy możemy i czy mamy czego zazdrościć aniołom, w sprawie serca i w ogóle? Chyba nigdy wcześniej nie myślałam, że nie…
Anioł
są takie chwile kiedy się odchodzi
od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów
od tych co wysoko
od tych co w pobliżu -
do Jezusa człowieka
niziutko na ziemi
Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
i miłość zna za łatwą skoro nie ma ciała
Tytuł pierwszego zacytowanego utworu brzmi „Jezu cichy i pokornego serca”. Chcę móc z całą żarliwością dopowiedzieć- „uczyń serca nasze według serca Twego”.
Święta Wielkanocne- czas rewolucji serc, i u mnie zrobiły trochę zamieszania. Postanowiłam się nie spieszyć, podejmując walkę z niecierpliwością: jeździć wolniej, czasem nawet spacerować, postać w kolejkach (też w ramach ćwiczeń praktycznych), obywając się bez głębokiego oddychania i liczenia do dziesięciu; odbyć kilka przyjacielskich wizyt, które odkładałam jak ciężki obowiązek bez palącego terminu- na potem. Był to też dla mnie czas wzmożonej lektury. Książki całkiem ładnie komponowały się pomiędzy kolejnymi Liturgiami i pieczeniem ciast. Zastosowana przez święta hierarchia - czas dla ducha, czas dla rozumu, czas dla ciała- wyszła mi na zdrowie i nie mogę marudzić. Przyjęcie jej jednak w skali makro byłoby dostępne dla mnie tylko w komplecie z włożeniem habitu…
Wśród tomów, które odkurzyłam była, między innymi, poezja Jana Twardowskiego, którego już 3. rocznica śmierci przypadła na 18 stycznia. Tam jak zawsze: Pan Bóg, dużo słońca, biedronek i reszty przyrody, dziecięctwa, pokory, miłości i aniołów. Stąd ta dzisiejsza angelologia. Nie taka zwyczajna czy ogólna (choć pokusa była), ale ta z perspektywy serca i krzyża:
„Powtarzamy: Jezus się ukazał świętej Małgorzacie wizytce i skarżył się, że jest nie kochany, że jest samotny, opuszczony. Tymczasem stale nam mówią: nie skarż się, że nikt cię nie kocha, nie opowiadaj, że jesteś sam, nie mów, że o tobie nie pamiętają- byłeś ty sam pamiętał o innych.
Oczywiście, Jezus zawsze kocha bez wzajemności. Nawet najwięksi święci niepokoili się, oddalając się od niego, nie potrafili wielbić go tak jak aniołowie w niebie. Jakże jednak wzruszające jest to, że Jezus objawił swoje ludzkie serce.
Serce ludzkie jest wielkie i słabe, zdolne do ogromnych poświęceń , a jednocześnie spragnione miłości, dobroci, życzliwości. Dlatego Anioł nie ma serca, że jest w nim tylko to co wielkie. Słabość ludzkiego serca jest niedoskonałością. Jezus przyjął jednak ludzkie serce, żebyśmy się nie wstydzili słabości naszych serc.” Tym tekstem chciałam się podzielić. Tu jest serce, które zaledwie kilka dni temu zostało przebite włócznią i równocześnie uosobienie miłości niekochanej. Towarzyszące mu z jednej strony- smutna skarga, wezwanie kierowane do nas wszystkich- czy święci, czy mniej, a z drugiej- pocieszenie i nadzieja dla naszych serc, tak bardzo ludzkich, aż czasem nieludzkich...
Bezsilna wobec strumienia własnej świadomości, który zaczął mi płatać angelologiczne figle, zadaję zaraz przed ostateczną kropką pytanie: czy możemy i czy mamy czego zazdrościć aniołom, w sprawie serca i w ogóle? Chyba nigdy wcześniej nie myślałam, że nie…
Anioł
są takie chwile kiedy się odchodzi
od Aniołów Stróżów nawet Cherubinów
od tych co wysoko
od tych co w pobliżu -
do Jezusa człowieka
niziutko na ziemi
Anioł nie zrozumie nie wisiał na krzyżu
i miłość zna za łatwą skoro nie ma ciała
Tytuł pierwszego zacytowanego utworu brzmi „Jezu cichy i pokornego serca”. Chcę móc z całą żarliwością dopowiedzieć- „uczyń serca nasze według serca Twego”.
środa, 22 kwietnia 2009
"nie do pokonania jest ta dzieląca ich przestrzeń/nad którą świeci słońce doskonałości..."
Ważne jest kto mówi
/Julia Hartwig/
Lubili cytować zdanie Mandelsztama:
„ Nie ma równości nie ma współzawodnictwa
jest współdziałanie ludzi
będących w zmowie przeciw pustce i niebytowi”
O tak czuli tę jedność tę wspólnotę zaklinających w słowa
gorączkę i łzy
Czasem tylko zachwyt jeżył im włosy na głowie
właśnie nad wierszami Mandelsztama
odczuwali wątpliwość a zaraz potem pewność
że nie do pokonania jest ta dzieląca ich przestrzeń
nad którą świeci słońce doskonałości
Dlatego też on tylko nie oni
miał prawo mówić o tym co ich łączy
Mam chłopczyka na Kopernika, Julian Tuwim
W Maximach i Mascotach
Co noc się pije,
W jedwabiach i klejnotach
Jak księżna żyję!
W dancingach jam królowa
Wśród różnych śmieci!
Na jedno moje słowo
Stu bubków leci!
Szaleją za mną chłopy,
Amantów mam na kopy!
Klękają, liżą stopy!
Co mi tam, ten błyszczący kram!
Mam chłopczyka
Na Kopernika,
O życiu moim wszystko wie,
Lecz kocha mnie!
Mam chłopczyka
Na Kopernika,
Słów powiernika,
Marzenie me!
Ja życie zań oddałabym,
Tak dobrze mi z Tadzikiem mym!
Ma wdzięk uroczy, smutne oczy,
Czasem pełne srebrnych łez!
Mam chłopczyka
Na Kopernika!
Tam szczęście me ukryte w sny spowite mam!
Z bubkami przy zabawie
Fachowa jestem,
Uśmiecham się łaskawie
Z szampańskim gestem!
Całują usta moje,
Mam je na sprzedaż,
Lecz na nic chęci twoje,
Gdy floty nie dasz!
Gdy wino mnie zamroczy,
Przymykam wtedy oczy:
W szalony tan się rzucę,
Jak przez sen cicho nucę tak!
Mam chłopczyka na Kopernika,
I dziwna rzecz, że kocha mnie,
Choć wszystko wie!
Mówi miękko:
"Moja wiosenko"
I czule ręką
Tak głaszcze mnie!
Pokoik malusieńki ma,
I tam gadamy, on i ja,
O filmie nowym, o tym lub owym,
Lub na skrzypcach dla mnie gra!
Mam chłopczyka
Na Kopernika!
Tam szczęście me ukryte w sny spowite mam!
Ten gruby samochodziarz
Mnie wczoraj rzucił!
Ja na to gwiżdżę!
Co tam!
Kto by się smucił!
Mnie żadna losu krzywda
Nie może dopiec,
Byle mnie kochał tylko
Mój złoty chłopiec!
Gdy pasja mnie ogarnie,
Choćbym zginęła marnie,
Tę całą psiarnię rzucę,
Wrócę doń, ucałuję dłoń!
Mam chłopczyka Na Kopernika
I przed nim tam rozpłaczę się
Za grzechy swe!
W pokoiku
Przy mym Tadziku,
Przy mym chłopczyku
Urządzę się!
Więc ciągle marzę o tym dniu,
Że kiedyś przyjdę, powiem mu:
Ach, przytul, chłopcze miły, z całej siły,
Już zostanę tu!
Mam chłopczyka
Na Kopernika!
I tylko tym właściwie serce żywię swe!
Krzesło
Model wybrany z katalogu sieci sklepów meblowych IKEA, pierwszy kwartał roku 2009, rozdział KUCHNIA, strona 64. Kod artykułu SOS- 63. Było w tym coś urzekającego- save our souls- wezwanie o ratunek- przed przeceną, albo gorzej- przed spaleniem w krematorium sprzętów, albo jeszcze gorzej- przed bezterminowym wyrokiem na spędzanie dni i nocy w ciemnym magazynie, w ciasnocie i kurzu. A może wręcz odwrotnie –„SOS” jako zapowiedź pomocy, zapewnienie wsparcia pochylającym się do ziemi plecom, odpoczynek dla obolałych nóg, schodzonych stóp. Może to zdecydowało o wyborze… Cena: 129,99zł.
Niby nic nadzwyczajnego, krzesło SOS-63: oparcie, siedzenie, cztery nogi wszystko to z sosnowego drewna, skomponowane zgodnie z wiekowym archetypem. Gdyby miał podparcia na łokcie, zbliżał by się do rodziny foteli, ich wzór jednak, również zaczerpnięty jest z kategorii nazywanej w Polsce krzesłem, w Anglii i Ameryce: chair, we Francji: chaise, w Czechach (jak to Czechach): żidle, w Niemczech (jak zwykle poważniej, niż gdziekolwiek indziej) : der Stuhl. Nie miał ich jednak, co pozbawia użytkownika, możliwości ucięcia sobie komfortowej drzemki, tym samym również- skandynawskich snów, które mają w zwyczaju pojawiać się w przypadku asortymentu z IKEI, z drugiej strony pozwala mu na siad skrzyżny, niemożliwy w przypadku krzeseł z podparciami dla łokci. Z resztą, krzesło stoi w kuchni, a kto będzie drzemał przy posiłkach? Sosnowy nabytek komponuje się idealnie z drewnianym okrągłym stolikiem, który w kuchni stał, zanim, projektanci IKEI postawili pierwszą kreskę w projekcie SOS- 63, a może nawet zanim sami się urodzili. Sugeruję, iż było to niepokalane poczęcie, gdyż nie mogli się przecież dużo napocić przy obmyślaniu i kreśleniu takiego modelu basic.
Jak mówiłam, cztery bez żadnych wariacji- proste bez inkrustracji nogi, długie do samej podłogi, a poważniej: osobie mierzącej 170cm i stojącej prosto, sięgają dokładnie zakończenia rzepki kolanowej, patrząc od dołu. Gdyby umoczyć je w żółtej, czy zielonej farbie i odcisnąć na białej posadce , bądź kartce papieru, tu już bez różnicy czy czystej, czy w kratkę, czy w linie, to przekątne tych kwadratów, które by się zobrazowały, miały by długość √3. Oparcie, korzystając z tego samego modelu osoby, kończy się tam, gdzie zaczyna pas tejże. Jest jednolite, nie rzeźbione, więc wgnieceń na odzieniu nie zostawia. Jest bardzo delikatnie zaokrąglone na wysokości łopatek siedzącego, ma to dostrzegalną zaletą, ale przy tym pomniejsza uczucie siedzenia na tronie średniowiecznego władcy. Siedzisku, w ogóle nic nie można zarzucić- mieści się na nim cała pupa, jak długa i szeroka, jego głębokość można by zmierzyć kością udową, jeśli ktoś miałby oczywiście na to ochotę. Do tego, w zestawie dołączono poduszeczkę na krzesło -jednolicie czarną , wypełnioną grubą, wytrzymałą pianką, niesamowicie wygodną i elastyczną. Do tego jest dwustronna. Broszura reklamowa hasłem „Nie pozwól by krzesło SOS- 63, było samotne podczas kolacji” zachęca do jej eksploatowania na równi, z obiektem czynności siedzenia.
Niech zwieńczeniem wszystkich tu przywołanych zalet, a zarazem ostatecznym dopełnieniem będzie 3-letnia gwarancja. Oto jest krzesło SOS- 63: w prostocie piękno, niech będzie i trwałość.
Niby nic nadzwyczajnego, krzesło SOS-63: oparcie, siedzenie, cztery nogi wszystko to z sosnowego drewna, skomponowane zgodnie z wiekowym archetypem. Gdyby miał podparcia na łokcie, zbliżał by się do rodziny foteli, ich wzór jednak, również zaczerpnięty jest z kategorii nazywanej w Polsce krzesłem, w Anglii i Ameryce: chair, we Francji: chaise, w Czechach (jak to Czechach): żidle, w Niemczech (jak zwykle poważniej, niż gdziekolwiek indziej) : der Stuhl. Nie miał ich jednak, co pozbawia użytkownika, możliwości ucięcia sobie komfortowej drzemki, tym samym również- skandynawskich snów, które mają w zwyczaju pojawiać się w przypadku asortymentu z IKEI, z drugiej strony pozwala mu na siad skrzyżny, niemożliwy w przypadku krzeseł z podparciami dla łokci. Z resztą, krzesło stoi w kuchni, a kto będzie drzemał przy posiłkach? Sosnowy nabytek komponuje się idealnie z drewnianym okrągłym stolikiem, który w kuchni stał, zanim, projektanci IKEI postawili pierwszą kreskę w projekcie SOS- 63, a może nawet zanim sami się urodzili. Sugeruję, iż było to niepokalane poczęcie, gdyż nie mogli się przecież dużo napocić przy obmyślaniu i kreśleniu takiego modelu basic.
Jak mówiłam, cztery bez żadnych wariacji- proste bez inkrustracji nogi, długie do samej podłogi, a poważniej: osobie mierzącej 170cm i stojącej prosto, sięgają dokładnie zakończenia rzepki kolanowej, patrząc od dołu. Gdyby umoczyć je w żółtej, czy zielonej farbie i odcisnąć na białej posadce , bądź kartce papieru, tu już bez różnicy czy czystej, czy w kratkę, czy w linie, to przekątne tych kwadratów, które by się zobrazowały, miały by długość √3. Oparcie, korzystając z tego samego modelu osoby, kończy się tam, gdzie zaczyna pas tejże. Jest jednolite, nie rzeźbione, więc wgnieceń na odzieniu nie zostawia. Jest bardzo delikatnie zaokrąglone na wysokości łopatek siedzącego, ma to dostrzegalną zaletą, ale przy tym pomniejsza uczucie siedzenia na tronie średniowiecznego władcy. Siedzisku, w ogóle nic nie można zarzucić- mieści się na nim cała pupa, jak długa i szeroka, jego głębokość można by zmierzyć kością udową, jeśli ktoś miałby oczywiście na to ochotę. Do tego, w zestawie dołączono poduszeczkę na krzesło -jednolicie czarną , wypełnioną grubą, wytrzymałą pianką, niesamowicie wygodną i elastyczną. Do tego jest dwustronna. Broszura reklamowa hasłem „Nie pozwól by krzesło SOS- 63, było samotne podczas kolacji” zachęca do jej eksploatowania na równi, z obiektem czynności siedzenia.
Niech zwieńczeniem wszystkich tu przywołanych zalet, a zarazem ostatecznym dopełnieniem będzie 3-letnia gwarancja. Oto jest krzesło SOS- 63: w prostocie piękno, niech będzie i trwałość.
dialogi polityczne
-Gdzie w Polsce jest prawo i sprawiedliwość?!
-Prawo i Sprawiedliwość? W parlamencie!
-Prawo i Sprawiedliwość? W parlamencie!
Mój pierwszy esej:)
„Nie można kochać na prośbę. Nie można żyć na próbę.” (Jan Paweł II)
Rozważania o moim młodym życiu
Pary, odkąd zimy zelżały w swej srogości, nie mają sezonów przestankowych w spacerowaniu trzymając się za ręce. Nie ma więc poruszenia, gdy wraz ze stopniałymi śniegami, jak krokusy czy pierwiosnki, zakochani wychodzą na ulicę. Wiosną nie towarzyszy samotnym westchnienie „skąd ich tyle się wzięło?”, bo przez cały rok do jej nadejścia mogli się przygotowywać. Już nie ma zdziwienia, a jednak presja trwa.
Już wiosna podrosła i bzami tchnie,
Kaziu, Kaziu, Kaziu,
Zakochaj się!
Singiel Kaziu z piosenki Jeremiego Przybory daje się sprowokować i już w ostatnim wersie dowiadujemy się, że przynajmniej tę wiosnę spędzi z dziewczyną, której „do twarzy jest marzyć przed domkiem z bzem”.
Pomyślałby ktoś, że inny bohater Przyborowych pieśni, który deklaruje, że „nie zakocha się tej wiośnie na przekór” jest bardziej asertywny i odporny na presję środowiska - natury, która budzi się do życia w kwiatach, drzewach, kotach, więc dlaczego nie w ludziach. Nic bardziej mylnego. Otóż ów mężczyzna „zakochał się zimą, już wcześniej”. Trochę nas to dziwi, bo „wiosennych dziewczyn pełno”, a „zimowych nie ma żadnych”. Wiemy jednak, że wyjątek ustanawia regułę.
Mamy skargę na wiosenne zauroczenie prosto z drugiej połowy XIX wieku:
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic nas z sobą nie łączyło
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Z tym fragmentem wiersza Adama Asnyka korespondują poniższe wersy, napisane i wykonywane śpiewająco przez Grzegorza Turnaua:
Przecież było, proszę pani,
tyle kłótni między nami,
tyle słów płynących łzami. Tyle listów.
Więc to chyba jednak, moja droga,
nie było znowu takie nic.
Wiosna uczuć nie trwa wiecznie. Wiosenne zauroczenia również nie. To co zdąży się wydarzyć – „śmiechy, żale, pocałunki”, spacery, rozmowy – jednak zmieniają człowieka, wzbogacając o nowe emocje. „To co było kiedyś między nami
musi sobie jeszcze gdzieś tam żyć.”
Anons wiosenny:
„Jestem skłonna zaryzykować! Niech wszystko nie będzie już tak jak dawniej, niech mój świat, choć tak bardzo go lubię, stanie na głowie, tylko niech dane mi będzie zakochać się tej wiosny! Niech przyjdzie ta, co stwarza światy, miłość szalona, w postaci najczystszej, bo prosto spod śniegu. Niech obsypie mnie szczodrze pocałunkami, nie dbając o zgorszenie (o które i tak dzisiaj raczej trudno) w parku, w tramwaju, na łące, na moście, pod Ratuszem. Niech pozwoli nam się upijać herbatą jak młodym winem i potokiem słów miłości, których Ty nauczysz się od poetów - Staffa, Słonimskiego, Gałczyńskiego…
By każda wiosna
Niosła same dobre dni
Ty nam błogosław
Wiecznym piórem swym K.I.”
I przemierzyliśmy razem tysiące kilometrów wśród zapachu fiołków, bzów, akacji, jaśminów, które w tej dokładnie kolejności oplatały ulice, kompensując śmierć poprzednika. A gdy już jaśmin spakował swoje białe stroje do zielonych walizek, my spakowaliśmy swoje i ruszyliśmy w swoje przyszłości.
Wiosna uczuć nie trwa wiecznie. Wiosenne zauroczenie również nie trwało.
Wiem za czym tęsknią love junkies, znam głód narkomanów miłości.
Rozważania o moim młodym życiu
Pary, odkąd zimy zelżały w swej srogości, nie mają sezonów przestankowych w spacerowaniu trzymając się za ręce. Nie ma więc poruszenia, gdy wraz ze stopniałymi śniegami, jak krokusy czy pierwiosnki, zakochani wychodzą na ulicę. Wiosną nie towarzyszy samotnym westchnienie „skąd ich tyle się wzięło?”, bo przez cały rok do jej nadejścia mogli się przygotowywać. Już nie ma zdziwienia, a jednak presja trwa.
Już wiosna podrosła i bzami tchnie,
Kaziu, Kaziu, Kaziu,
Zakochaj się!
Singiel Kaziu z piosenki Jeremiego Przybory daje się sprowokować i już w ostatnim wersie dowiadujemy się, że przynajmniej tę wiosnę spędzi z dziewczyną, której „do twarzy jest marzyć przed domkiem z bzem”.
Pomyślałby ktoś, że inny bohater Przyborowych pieśni, który deklaruje, że „nie zakocha się tej wiośnie na przekór” jest bardziej asertywny i odporny na presję środowiska - natury, która budzi się do życia w kwiatach, drzewach, kotach, więc dlaczego nie w ludziach. Nic bardziej mylnego. Otóż ów mężczyzna „zakochał się zimą, już wcześniej”. Trochę nas to dziwi, bo „wiosennych dziewczyn pełno”, a „zimowych nie ma żadnych”. Wiemy jednak, że wyjątek ustanawia regułę.
Mamy skargę na wiosenne zauroczenie prosto z drugiej połowy XIX wieku:
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic nas z sobą nie łączyło
Prócz wiosennych marzeń zdradnych;
Z tym fragmentem wiersza Adama Asnyka korespondują poniższe wersy, napisane i wykonywane śpiewająco przez Grzegorza Turnaua:
Przecież było, proszę pani,
tyle kłótni między nami,
tyle słów płynących łzami. Tyle listów.
Więc to chyba jednak, moja droga,
nie było znowu takie nic.
Wiosna uczuć nie trwa wiecznie. Wiosenne zauroczenia również nie. To co zdąży się wydarzyć – „śmiechy, żale, pocałunki”, spacery, rozmowy – jednak zmieniają człowieka, wzbogacając o nowe emocje. „To co było kiedyś między nami
musi sobie jeszcze gdzieś tam żyć.”
Anons wiosenny:
„Jestem skłonna zaryzykować! Niech wszystko nie będzie już tak jak dawniej, niech mój świat, choć tak bardzo go lubię, stanie na głowie, tylko niech dane mi będzie zakochać się tej wiosny! Niech przyjdzie ta, co stwarza światy, miłość szalona, w postaci najczystszej, bo prosto spod śniegu. Niech obsypie mnie szczodrze pocałunkami, nie dbając o zgorszenie (o które i tak dzisiaj raczej trudno) w parku, w tramwaju, na łące, na moście, pod Ratuszem. Niech pozwoli nam się upijać herbatą jak młodym winem i potokiem słów miłości, których Ty nauczysz się od poetów - Staffa, Słonimskiego, Gałczyńskiego…
By każda wiosna
Niosła same dobre dni
Ty nam błogosław
Wiecznym piórem swym K.I.”
I przemierzyliśmy razem tysiące kilometrów wśród zapachu fiołków, bzów, akacji, jaśminów, które w tej dokładnie kolejności oplatały ulice, kompensując śmierć poprzednika. A gdy już jaśmin spakował swoje białe stroje do zielonych walizek, my spakowaliśmy swoje i ruszyliśmy w swoje przyszłości.
Wiosna uczuć nie trwa wiecznie. Wiosenne zauroczenie również nie trwało.
Wiem za czym tęsknią love junkies, znam głód narkomanów miłości.
wtorek, 7 kwietnia 2009
Miła, ja nie mam słów,
a miałem dość ich.
Nie wiem, skąd bierze się znów
ten lęk radości.
Czemu znów serce drży
jak wtedy wiosną,
a łzy zabłysły jak bzy,
co w Polsce rosną.
Tkliwość. I morza szum.
I noc co milczy.
Na Schumannowskie "Warum?" -
twój szept: "Najmilszy!..."
I trzebaż było tych mąk
i tej rozpaczy,
gdy dwoje splecionych rąk
tak wiele znaczy?
a miałem dość ich.
Nie wiem, skąd bierze się znów
ten lęk radości.
Czemu znów serce drży
jak wtedy wiosną,
a łzy zabłysły jak bzy,
co w Polsce rosną.
Tkliwość. I morza szum.
I noc co milczy.
Na Schumannowskie "Warum?" -
twój szept: "Najmilszy!..."
I trzebaż było tych mąk
i tej rozpaczy,
gdy dwoje splecionych rąk
tak wiele znaczy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)